sobota, 21 grudnia 2013

święta bez prezenta

Dziś w atmosferze świątecznej będzie notka o prezentach. W życiu udało mi się ich dużo otrzymać, i na urodziny, i na święta. Część upragnionych i trafionych, cześć kompletnie nie z mojego podwórka, a część fajna ale potrzebna mi jak kozie cymbałki.

  • Filiżanki i kubki i inne naczynia, w tym kominki zapachowe. Na firmowe mikołajki dostałam dwie filiżanki z talerzykiem. Ładne i słodkie, ale małe na espresso no i tylko 2... Kiedyś na gwiazdkę dostałam zestaw dzbanuszek, filiżankę i talerz, razem składało się to w bałwanka. Też ładne. ale przydatne w ogóle nie! Bo tylko 1 filiżanka no i tylko na okres świąt. Brzydki kominek zapachowy stał w szafie ze 2 lata, wystawiłam na śmietnik i nigdy więcej o nim nie mówię.
  • Dekoracyjne mydła - są ładne, ale do mycia się nie nadają, bo to mydła które zmywają warstwę lipidową i skóra jest jak papier ścierny.
  • Bazarowa biżuteria bo jest brzydka i kiczowata.
  • Bazarowe kosmetyki, mówię tu np. o kremie firmy Cien z Lidla, który śmierdział, a był w słoiku 400ml.
  • Świeczki - większość kończy jako durnostoje. Czasami są bardzo ładne, czy pachnące - takie lubimy, więc trzeba być ostrożnym.
  • Wg Cyryla - prezenty, których zadaniem jest skłonić do podjęcia działania. Np. chcę żeby on zaczął ćwiczyć, więc kupuję mu hantle. Taki prezent może tylko wkurzyć.
Podsumowując, gdy nie wiesz co kupić danej osobie, jak ja na firmowe mikołajki, kup kosmetyki lub czekoladki. Może być zestaw dobrej kawy (choć nie mielonej, bo osoba może nie mieć ekspresu) i syrop barmański. Dobra herbata, wyjątkowe produkty spożywcze jak dżem z kasztanów. Zapach do domu w patyczkach. Ramka na zdjęcie jeśli wiesz co tej osobie będzie pasować w domu i czy nie ma ich już dużo. 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Domowy repetytor

Czekając na ucznia (hmm, czy kobietę w wieku mojej matki można nazwać uczennica?) wpadł mi do głowy pomysł na tą notkę. Być może później zgłębię temat mojej pracy dorywczej, na razie szkic charakterologiczny.
Jak obliczyłam, daję lub dawałam lekcję w sumie 25 adresach - licząc te, gdzie byłam więcej niż raz. Były też przypadki gdzie po jednej lekcji ktoś rezygnował ( bo za lekcję u mnie liczyłam 5 zł mniej niż za lekcję u ucznia...co z tego że mieszkał 500 metrów ode mnie, w kapciach nie przejdę??) lub i ja i oni nie umówiliśmy się dalej ( chłopiec miał dysleksję - i w tym momencie zrozumiałam że to nie jest brzydkie pisanie i przekręcanie liter. W V klasie nie umiał NIC). A jeszcze jeden śmieszny przypadek. Dziewczyna umówiła się na lekcję dla siebie i swojego przyjaciela, ekskluzywne osiedle przy Polach Mokotowskich. W trakcie okazało się że dziewczyna ma 22 lata a facet z 50 i jest jasne że to jego utrzymanka. A jakoś tak wyszło że dałam jej do czytania tekst o różnicach wieku w związkach :D więcej się nie odezwała, ale kasa wpadła i od razu wydałam na bluzkę i torebkę i mam je do dziś!
18 dzieci, w tym młodzież gimnazjalna oraz 13 dorosłych od liceum aż do okołom 50 na oko. jak się układała współpraca? Oczywiście, najwięcej jest szarości, zwykłych uczniów, których szybko się zapomina. Są wyjątki na plus, dzieci bardzo zdolne, z sympatycznymi rodzicami, którzy częstują ciasteczkiem a na koniec roku dają czekoladki :) oraz tacy " A pain in the ass"... Takiego mam szczególnie jednego. Jego matka płaci, jej zależy, ona się wypytuje etc. Też parę razy dzwoniła do mnie się po prostu poskarżyć na niedobrego synka lat 22 bez matury, bo zrobił imprezkę i leży naje**ny lub pożyczył auto bez wiedzy i zgody. Dodajmy że obecnie mieszka najdalej, a płacą najmniej - nie podniosłam ceny bo ta matka tak biadoli na ciężki los.
Bardzo interesującym przeżyciem jest odwiedzanie tych wszystkich domów - jak inaczej miałabym  taką szansę? Księdzem ani akwizytorem nie planuję zostać. Są mieszkania duże, na nowych osiedlach, ładnie urządzone. Są też mieszkania w zwykłych blokach, odnowione. Ładne pokoje dzieci, kolorowe ściany, dużo książek, bibelotów, czyste. Aż przyjemnie posiedzieć i popatrzeć dookoła. Parę osób miało za to w domu syf. Szczególnie jeden przypadek  pamiętam. Całkiem spore mieszkanko na Natolinie, na parterze, z narożnym ogródkiem - mieli tam nawet altankę czy co! Ale rozgardiasz straszny, dwójka dzieci w podstawówce i rodzice w trakcie rozwodu. Dzieci zajmowały się grami na kompie i telewizorze do tego stopnia, że chłopiec sypiał na podłodze w salonie. Inni państwo byli wykładowcami na uniwersytecie w Szczecinie? Typowe PRL-owskie mieszkanko z bibelotami durnostojami i książki. Wszędzie książki w stosach, na blacie kuchennym, na podłodze na parapecie. 
Ze statystyk: 5 psów, golden, spaniel, pinczerek, york, mieszaniec howawarta. 0 kotów! jedna kobieta miała 2, ale nie zaprosiła mnie więcej. Chyba znalazła tańszą ofertę, kij jej w ryj. Też miała syfnie w domu. Poza tym: rybki, świnka morska, królik. Rodziny w jakiś sposób rozbite, nie w komplecie: 6! Albo rozwiedzeni lub po prostu ojca brak z nieznanego mi powodu. Przykre, więc wstawię zdjęcie mojej świątecznej produkcji żeby się nie zapłakać.

poniedziałek, 25 listopada 2013

one broke girl

2 broke girls to serial o ex-bogaczce z Manhattanu i jej przyjaciółce "dziecku ulicy". Połączyła je praca w jadłodajni (diner) i wspólne marzenie - otwarcie własnego "cupcake business". Nie mogę się porównywać z ani jedną, ani drugą, gdyż w przeszłości nie opływałam w torebki Lujego i gadające sedesy, ani też zaznałam zbyt wiele spod hasła "sex drugs and r'n'r" nie ma to jak być testerem leków. Serial jest fajny, komedia, lekka do obejrzenia przed snem akurat. Lub do obiadu bo to 20 minut akurat. Obecnie rzadko kiedy jemy obiad bez filmu lub serialu...chyba szkoda czasu na te dwie rzeczy osobno. Jeśli film nie jest jakiś dziwaczny, ostatnio oglądaliśmy Byzantium i się zdołowałam i apetytu nie miałam. 
Za to mogę piec babeczki. Pff, kto teraz nie piecze babeczek? Każdy je robi, chyba nawet pisałam o tym notkę. Jedyna osoba znana mi, która nie robi, to Cyryl. Za czasów naszych rodziców była moda na serniki i szarlotki, teraz na babeczki. Mimo że nie mam robota Kitchen Aid i innych cudów Tupperware piekę sobie wesoło, czasami są lepsze, czasem gorsze. Blender Boscha zamówiony, powinien niedługo do mnie przybyć. I nie ma obok mamy, która brzęczy o najlepszych prostych rzeczach bez wymysłów.
Krem okazał się łatwy do zrobienia, za to ładne wyciśnięcia to już nie przelewki. Blacha do muffinem z Lidla okazuje się trochę niewypałem, bo ma wybrzuszenie w każdej foremce, ergo muffinki wychodzą małe. Sądzę że do dekoracji kremem będę używać tych pieczonych w ikeowych foremkach. Cieszę się że mamy piekarnik, co tydzień coś w nim piekę, ciasto lub muffinki. Taka zwykła rzecz, ale cieszy.

sobota, 9 listopada 2013

Odkurzacz

W mieszkaniu nie było odkurzacza, a jak bez niego żyć? Można nie sprzątać, ale nie jesteśmy dzikusami, standardy obowiązują a brud w oczy kole. Dostałam od rodziców fundusze na odkurzacz, wreszcie udało nam się dotrzeć do sklepu. (Raz się nie udało zgrać i znaleźć, bo Cyrylowi padł telefon, więc ja w sklepie sama kupiłam bluzki za 120 zł, ale żadnego odkurzacza. Za drugim razem poszłam na piwo z koleżankami z pracy w intencji ochrony przed rota wirusem po incydencie z wymiotującym dzieckiem. Modlitwy daremne, o czym potem.) Dzień wcześniej padłam na rota wirusa i nie oddalałam się od ubikacji. Dziś już zbliżam się do lodówki powoli, i pojechaliśmy na zakupy. Wybrać odkurzacz - wszystkie są takie same. Różnią się kolorem, wielkością, no i ceną. Więc jaki wybrałam? Najładniejszy. Musiałam dołożyć ze swoich trochę. Blendera nie kupiłam, bo po pierwsze nie znam i nie ufam firmie Clatronic, i nie był piękny. Oprócz odkurzacza dokupiliśmy parę przydatnych drobiazgów jak papier toaletowy (Trudny wybór. Weźmy Velvet. Oj, najdroższy...) ręczniki kuchenne, kawa, woda, płyn do prania, dezodoranty, pierogi, itp, itd i prawie dobiliśmy do ceny odkurzacza.  Jak to możliwe, że wszystko jest taaakie drogie? Wróć. Drogie może nie, ale ile tych rzeczy w domu potrzeba? Jedzenie, mycie, sprzątanie, pranie. Do każdego trzeba coś kupić, akcesoria i produkty. Jak będziemy się stąd wyprowadzać, to trzeba TIRa zamówić!

Logika Weroniki: Co ugotować na obiad? O, wiem, zrobię nadziewane papryki. Akurat mam 2 (dwie i tylko dwie =='). Ojej, mam za dużo farszu :< jak na dwie małe papryki. A, nadzieję też cukinie :D I co teraz? Jak włożę połówki cukinii do garnka? :< Ojejku, do piekarnika, jakoś to będzie!


Może jednak nie dziwne że wszyscy się pytają a jak mi idzie z gotowaniem. Gotować trzeba jak się mieszka bez mamusi i nie ma co się zastanawiać, z przepisu albo z głowy. Najczęściej makaron, ryż lub kasza z sosem, wtedy nie trzeba dodatkowo surówki. 

Teraz zobaczyłam na ceneo ten samże odkurzacz 60 zł taniej :/ ale przesyłka pewnie by też coś kosztowała.
Zadzwoniła do mnie babka w odpowiedzi na ogłoszenie z korków. Ucieszyłam się że będę miała ucznia. Ale ona ze z koleżanką :/ organizują jakąś kampanię w Europie Wschodniej i Polsce :/ i wyszukują osób znających język, które by chciały się zaangażować. Wynagrodzenie bardzo zadowalające, coś z nowymi technologiami... albo handel ludźmi?  I czy byśmy się nie spotkały na kawie w Arkadii :/ Byśmy się nie spotkały :/

niedziela, 3 listopada 2013

What does the fox say?

Odpowiedź na komentarz: pokoje mogą być prostokątne lub kwadratowe, ale nie wiem o co chodziło.
Dziś po raz pierwszy zatęskniłam za Gocławiem, gdy poszłam do Tesco. Jednak Tesco Kabaty (podobnie jak inne znane mi Tesco Stalowa) to brzydkie oazy low life'ów o niskim standardzie. Za to na Gocławiu Tesco to prawdziwe centrum handlowe, z gastronomią, eleganckie, masa sklepów w pasażu. Tutaj niezbyt mi się podoba, musiałam długo szukać wózka na koszyk, a jak znalazłam to ledwo jechał do przodu... w kasie samoobsługowej czekałam z 5 minut zanim pani poszła i podała mi kod na łososia. Za to miałam szybko autobus pod sam dom, a na Gocławiu autobus 123 zawsze prawie nam uciekał, trzeba było się przesiadać się na Bora-Komorowskiego a potem na Abrahama i wtedy zwykle doganialiśmy 123, okrążające całe Gocław City.
Na obiad zrobiłam pizzę na gotowym spodzie. Nie takim okrągłym, tylko zwiniętym jak ciasto francuskie. Dobre danie, w piekarniku wychodzi lepiej niż w prodiżu.

Za to wczoraj wyprawa na cmentarz na Wólce z Iwoną, potem przyszła do mnie na kawę, kanapkę, naleśniki, herbatkę i pomogła mi wieszać pranie. Wieczorem pojechaliśmy na imprezę Halloween na Afrykańską (czy to Saska Kępa? czy to już Gocław? w każdym razie Praga Południe) ale nie dam imprezie maksymalnej liczny gwiazdek. Mieszkanie małe, ledwo się pomieściliśmy, nic ciekawego się nie dowiedziałam, bo tajników jazdy na snowboardzie czy sekretów największego mordercy psychopaty z USA do ciekawych nie zaliczam. Gospodyni się postarała, były kanapki, ciasteczka 'palce wiedzmy', kanapki, babeczki (choć zamiast kremu był lukier z masłem, myślałam że cofnie mi się od tego słodkiego tłuszczu). Nie wiem czemu siedzieliśmy tak długo, Cyryl zasnął, ja czekałam aż będą wracać taksówką na Ursynów. Nie doczekałam się i pojechaliśmy autobusem dziennym już.
Wish lista na urodziny - święta już być może:
  • Blender z pojemnikiem do miksowania, kruszenia lodu etc. i trzepaczką firmy Bosch
  • Odkurzacz z filtrem HEPA (chyba dobry jest) firmy obojętnej
  • Opiekacz 3 w 1 z funkcją grilla i gofrownicy firmy obojętnej, wg recenzji czy dobry czy zły zawsze ktoś jest niezadowolony. Więc lepiej jak tani się zepsuje
2 pierwsze mam już obiecane, trzeci może mama Cyryla nam zasponsoruje? 

środa, 23 października 2013

Łąka

Przeprowadziliśmy się na Ursynów. Mieszkamy na łące. Czuję sie więc zaaklimatyzowana i miejscowa. Mam blisko do pracy, do rodziców, znajomych, znam sklepy i ulice. Mieszkanie jest w porządku, są pewne wady jak wszędzie, ale zalety przeważają. Nie jest takie duże jak poprzednie, ale aż taki metraż nie był nam potrzebny. 2 pokoje, salon z kuchnią oraz sypialnia. W pełni wyposażona kuchnia, narożnik w salonie, biurko i łóżko w sypialni. Resztę przywozimy po malutku, już 4 kursy samochodem zostały wykonane i nadal nie jesteśmy przeprowadzeni w 100%. Może już w 90%. 
Żeby usprawnić tą całą akcję, dziś wziełam urlop. Rano pojechałam do lekarza w Szpitalu Bielańskim (daaleeekooo), no nie tak rano, wyszłam z domu przed 10. Wczesniej pobrałam próbkę do Sanepidu (wiem, nikt nie chce się nad tym zastanawiać, ale to skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne). Wróciłam chyba 12.30, po drodze kupiłam warzywa i owoce. W domu mogłam odpocząć. Kot, kawusia, książka – niezbyt madra,  zwykłe czytadło – no i ciasteczka. Kurczę, jednak taki urlop to najlepsza rzecz pod słońcem dla pracownika niewolnika! Stwierdzam że lepsza nawet od weekendu świętego. Potem jeszcze jedna rundka do sklepu po paszę i zaraz wyprawa na Gocław po resztę rzeczy uchodźców z Lampedusy. Szybko pakowaliśmy co trzeba, część się nie zmieściła i to olałam – nie będę wieźć jogurtu naturalnego czy prawie pustego słoja po ukraińskich ogórkach z kawą mieloną. Nie wszytko weszło do samochodu i tak oto nie wiem co zostało, a co jest. Jest krzesło Cyryla, nie ma śrubek do niego... W słoiku jest kawa, nie ogórki z kawą. Z przywiezionego ciasta francuskiego zrobiłam rożki z jabłkiem. Niestety potem pobrałam 2 i 3 próbkę do Sanepidu i nie mam na nie ochoty. Wiem, próbki powinnam pobierać codziennie, a nie jednego dnia rano i wieczorem, ale nie wiem kiedy będę w nastroju. Poza tym nie mam czasu ich zawozić, Iwona to zrobi w piątek. W ogóle to nie był mój pomysł, skoro tego ode mnie wymagają to niech się pogodzą że próbki są jakie są!

Jutro w pracy mam próbę z rodzicami do przedstawienia – rodzice wystawiają dla dzieci Snow White po angielsku, na koniec roku dzieci dla rodziców (jaasne). Pojutrze bal Halloween. Wieczorem spotkanie integracyjne w Lolku, całe przedszkole tylko o tym mówi (kurka, czy te baby nie mają życia poza przedszkolem i podniecają się imprezką w swoim estrogenowym gronie?! Wcale się nie palę do tego wyjścia, ale dezercja byłaby pewnie źle widziana, jeszcze gorzej niż moje dotychczasowe osiągnięcia) To jest pytanie, które kątem ucha słyszałam (lub coś usłyszałam resztę wymyśliłam) na wizycie w drugim przedszkolu: „Dziewczyny umieją perfekt język a w przedszkolu pracują i dzieciom nosy wycierają...” Czemu?

czwartek, 3 października 2013

Z pamiętnika młodej przedszkolanki

Już miesiąc pracuję w przedszkolu, czas więc na refleksje. Jestem zadowolona, lubię chodzić do pracy, nie odczuwam tremy czy traumy. Wiadomo, są problemy z nowymi rzeczami, i czasem zastanawiam się zastanawiam czy w stercie maili nie będzie informacji "Dziękujemy za współpracę", ale nie tylko ja tak mam.
Musiałam się szybko ogarnąć i nie siedzieć jak królewna Apulejka podczas gdy trzeba posłać łóżka, podać obiad, przebrać z zasikanych majtek. Moim zdaniem, robię to co do mnie należy. Pozostałe nauczycielki uważają pewnie inaczej, że jestem gamoniem, leniwą ślamazarą i niemotą. 
Jakoś na początku dostałam reprymendę że nie pomagam tak jak powinnam. Poprawiłam się, co zostało nawet zauważone i zaaprobowane. Ale oczywiście, to nie jest koniec, było parę sytuacji w których miałam ochotę powiedzieć: Pierdolę, nie robię.


  • Dostaję opier**l bo dziecko oddaliło się z placu zabaw do szatni schodami w dół. Racja, ale ja pilnowałam żeby inne dzieci się nie pomoczyły, bawiąc się wodą stojącą w piaskownicy (nie ja im to wymyśliłam) a druga opiekunka gadała przez telefon na końcu ogrodu.

  • Na spacerze non stop uwagi i podniesiony głos że dzieci nie pilnuję, a idąc na końcu miałam do pilnowania całą grupę, a ta co narzekała - szła w pierwszej parze i oglądała kwiatki!

  • Słucham rad ze szkolenia z psychologiem, informuję wychowawczynię że je wprowadzę w życie. Ona : OK, przygotuj się że będą płakały dzieci.  A jak to robię (tzn nalegam na uczestnictwo mniej aktywnych, adaptujących się dzieci w zajęciach) dostaję od wychowawczyni polskojęzycznej opierd**l  że nie mogę! I od razu skarży na mnie matce dziewczynki że zmuszałam OO do zajęć, a ona płakała. Dziś odbierała OO babcia, i od razu dzwoniła do matki żeby powiedzieć że dziś na angielskim OO siedziała przy stole i rysowała sobie. Okazało się że dyrektorka też została poinformowana, chociaż ona słusznie uznała że to psycholog mi w głowie zamąciła.

  • Czytanie ksiażki dzieciom, pojawia się słowo "żółtodziób". Dzieci pytają: A co to? - (bla bla bla, wyjaśnienie)...albo taka pani co zaczyna pracę i nie ma o niczym pojęcia, hahaha. Poczułam że to o mnie... ręce opadają.

  • Czuję się jak praktykantka na stażu, ktoś od brudnej roboty. A takie akcje sprawiają, że jestem jakby w opozycji do wychowawczyni polskojęzycznej, która chętnie by zawiązała sojusz z rodzicami przeciwko mnie - tyle że niektórzy (poza tą matka OO) są zachwyceni zajęciami po angielsku (czyli ze mną) i metodą imersji. Mam wrażenie że czasami specjalnie się chce do czegoś przyczepić, np. sama robi mess na szafce, a innym razem do mnie że musi być porządek.

  • Mówię tylko po angielsku w pracy, czasami czuję się takim pariasem przez to, bo trudno mi się włączyć do rozmowy, jednak niektóre rzeczy trudno przekazać szybko. Pani kucharka czy sprzątaczka nie rozumie angielskiego. A jedna nauczycielka myśli że ją będę poprawiać i nauczę języka, a błędów robi więcej niż słów w zdaniu...

niedziela, 29 września 2013

Jak się zakonserwować?

W pracy wielkie zdziwienie wywołała informacja ile mam lat. Absolutnie wszyscy dawali mi 22- 23 lata...a tu prawie 27 się kłania. Z jednej strony miło usłyszeć coś takiego, a z drugiej budzi to lekki niepokój... Czy wyglądam na młodą, czy niedojrzałą? Może moje infantylne, niepewne zachowanie wpływa na taką ocenę? Ta perspektywa nie cieszy mnie jakoś specjalnie, ale zastanówmy się co w wyglądzie postarza, a co odmładza.

Postarzają:

  • Tusza. Osoby przy kości wyglądają na starsze i nie ma co się zastanawiać. Również osoby, które za mocno przypakowały.
  • Krótkie włosy - wiele kobiet w średnim wieku nosi takie fryzury, gdy przecież włosy to połowa urody i czas zapomnieć o przesądach i powiedzeniach, że pasują tylko młodej. Jeśli są ładne i zadbane, to czemu się ich pozbywać? Ale pozbądźmy się fryzury z liceum, czas wybrać jej nowszą wersję.
  • Zbyt opalona (spalona) skóra. Dodatkowo niszczy cerę.
  • Błyszcząca cera. W takim wypadku widać wszelkie niedoskonałości, jak zmarszczki, rozszerzone pory lepiej, a to... zgadnijcie - postarza.
  • Brwi wydepilowane na niteczkę, zwłaszcza czarne...brrr. Gęste, naturalne brwi odmładzają.

  • Linie na ustach - zmarszczki, powodowane przez palenie lub picie z butelki / przez słomkę.
  • Ciemne ciuchy? często wybierane przez osoby otyłe, co dodatkowo dodaje im lat.
  • Ciemne włosy wyglądają poważniej, ale blond z odrostami również nie odmładza. Nieprawidłowa pielęgnacja włosów, suche, sterczące pasma (hej, ja właśnie jestem takim czupiradłem). Farbowane pasemka. Oczywiście, siwuchy też.
  • Noszenie starych staników - to samo jak w przypadku tuszy. Obwisłe piersi wyglądają na własność matki Polki.
  • Źle dobrany makijaż, za ciemny podkład, dziwny kolor na ustach - popatrz na babcie w autobusie, jaki kolor noszą? Perłowy różowy! Za mocny makijaż.
  • Niektóre kolory, jak szary - ulubiony emerytek (gołębi taki).
  • Workowate ubrania i brzydkie ubrania in general, wszystko co założyłaby twoja ciotka po pięćdziesiątce należy wyrzucić lub jej oddać.
O moich sposobach zachowania młodości - w następnej notce być może.

środa, 25 września 2013

Zmiana skóry

Już nie szukam pracy, już prawie wpadłam w rutynę kieratu, drepcąc po tych samych chodnikach i ścieżkach do pracy - i znowu nadszedł czas zmian. Czas na nowe mieszkanie, zebranie gałązek pod skrzydełka i lot do innych krajów. Wyprowadzka. Minęło 8 miesięcy na pięknym Gocławiu, miesięcy pracy, wakacji, zabawy, nauki. Przybyło mi gratów, doświadczeń, umiejętności, mam kota - z którym nie wiem co zrobię, mam pracę odległą godzinę drogi, kurs prawa jazdy prawie skończony, nowy komputer. Ze 3 pary butów, żadnej torebki.
Przestałam myśleć w kategoriach: cudze mieszkanie, prawie zapomniałam ze nie jesteśmy tam na stałe. Miałam w głowie przemeblowania, zakupy... i koniec. Cóż, czas na zmiany, na coś nowego, być może lepszego. Choć boję się zmian, cieszę się na powrót na Ursynów (jak się uda).

niedziela, 15 września 2013

Wszystko z proszku Tesco

Pamiętacie stare produkty marki Tesco? Białe opakowanie, niebiesko czerwone detale, zdjęcie zawartości i wielki napis Tesco. Synonim najgorszej możliwej jakości, tylko słodycze czasami kupowałam - bo słodycze to słodycze, a Jaffa Cookies prawie jak delicje :P
"Produkty – kopie w nienajlepszej jakości. Podróbki i mierni naśladowcy. Pejoratywne „Tesco pasiaki”. To wyraz naszej niechęci wobec produktów tanich i w niskiej jakości. "
To było kiedyś. A teraz?
"Marka własna odpowiadając na aktualne sytuacje społecznościowe i ekonomiczne, jest dynamiczna i krocząca. Staje się, co ważniejsze, w świadomości klienta produktem równoprawnym rynkowym liderom. Marka własna staje się priorytetowym czynnikiem integrującym przestrzeń handlową. Będą kiedyś eksperymentem handlowym, niejawnym i pozbawionym swojej tożsamości, dziś jest realną i jawną siłą handlową. Stanowi nie tylko o rentowności sieci, ale i przede wszystkim o wizerunku sieci i lojalności klienta wobec niego. Ta ogromna zmiana jakościowa, która warto podkreślić, nastąpiła zaledwie na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia, jest obecnie najważniejszym czynnikiem handlowym.
 
W 2013 roku rynek marki własnej wart będzie 46 miliardów złotych. Kto by przypuszczał, że czternaście lat temu, kiedy to „Tesco pasiaki” rozpoczęły historię private label w Polsce, tak mocno zaważaną tradycyjnym  układzie sił na rynku.  "

Często aż byłam zaskoczona szerokim asortymentem (kocie przysmaki dentystyczne, sypki brązowy ryż), jakością ( wkładki higieniczne, tampony) i estetycznością opakowań. Dodatkowo można podszkolić swój język czytając informacje o produkcie.
Ceny - w moim odczucie pokazują, o ile przepłacamy gdy kupujemy produkty wiodących marek. Na przykład, ja nie widzę różnicy między tamponami O.B czy Facelle z Rossmanna czy z Tesco.  Widzę za to różnicę w cenie:
All about Body (Tesco) 32 sztuki Super 4,99 zł
O.B. original  32 sztuki Super 14,99 zł.

Czy O.B. ma lepszą watę? Bardziej bawełnianą? Może są milsze w dotyku, ale mam dopłacać za to 10 zł? 30 gr na każdej sztuce? Albo za niebieski sznureczek? Nie mówię już o Tampaxach, które uważam za kompletną porażkę, aplikator nie przemawia do mnie, i tak musiałam poprawiać je same. Konsumpcyjny styl życia wmawia nam, że jednak tampaxy są lepsze od teściaków. Że kalosze mogą być tylko Hunter, że bez gąbeczki Beauty Blender do podkładu, szczotki Tangle Teezer do włosów, czytnika książek Kindle będziemy gorsi - mając te same rzeczy, tylko nie markowe. (wypisałam takie, o których zakupie  myślałam, poza Hunterami)

Mają smaczne, zdrowe Smoothies, chusteczki w ładnych paczuszkach. Wszystko przemawia za tym, żeby nie odkładać na półkę czegoś tylko dlatego bo ma napis Tesco na sobie.

wtorek, 10 września 2013

Sorki, I go to workee

Ponieważ jutro idę do lekarza na 11 -  dotrę do pracy dopiero na 12, mam sporo czasu i mogę się podzielić z Wami moimi refleksjami nt. pracy. Ujmę je w punktach.

  • Moje życie przewróciło się o 180° - beztrosko wysyłam CV jak leci, gdy nagle dopada mnei odpowiedź na jedno z nich. Akurat było przed Świętem Wojska Polskiego (lub Wniebowzięcia NMP). Pojechałam tego samego dnia na rozmowę, a już we wtorek prowadziłam lekcję pokazową, która się bardzo podobała! (Teraz sądzę że nie było za wielu kandydatów do wyboru) i już od kolejnego tygodnia pracowałam. Mija trzeci tydzień w pracy. Bardziej się chyba psychicznie obawiałam pracy na etat, niż było trzeba. Do wstawania można przywyknąć, do 8 godzin też.



  • Szybki kurs przetrwania w przedszkolu - i to po angielsku! Jak się dogadać z panią kucharką czy sprzątaczką? Myć z dziećmi rączki, ząbki, wycierać dupki? Uczyć się wszystkiego? Muszę zamykać bramki na schody, uważać na dzieci cały czas, nie zostawiać ostrych przedmiotów na wierzchu, podawać posiłki, pomagać je jeść, sprzątać, bawić się, grać w piłkę, huśtać 
  • huśtać huśtać huśtać huśtać (ja pikolę, zwariuję jak jeszcze raz usłyszę "Ciociu pohuśtasz mnie" albo "Ciociu staniesz na bramce" - udaje mi się obronić strzały 5-latków tylko z powodu postury).
  • Nie ma czasu na refleksje, wstaję rano, ubranko, śniadanko (zawsze to samo, więc nie namyślam się, płatki z owocami i mlekiem sojowym + herbata) zęby, niby makijaż i off I go. Ale czuję się wreszcie pożyteczna społecznie. Nie oszukujmy się, beze mnie przedszkole by stało nadal. Ale jak mnie chcieli, to mają.
  • Mam firmowe koszulki do pracy, kupione dresiki i trampki. czuję się jakąś niby częścią zespołu i to fajne, ale męża tam nie znajdę (chyba że pana od rytmiki albo rozwiedzionego tatusia)
  • Hajs - na razie nie dostałam, niby ma być spoko.
  • Obiadki nie najgorsze, śniadanka, podwieczorki (dziś był niedobry, muffinki jak mojej roboty gnioty, jeszcze w 1 była mrówka i owoce - aronia!!! ale zwykle są drożdżówki, ciasto, paluszki, serki, dobre owocki i warzywka)
  • niedziela, 1 września 2013

    Zapomniał wół...

    The early bird catches the worm.
    Beggers can`t be choosers.
    Don`t count your chickens before they`re hatched.
    A bird in hand is worth two in the bush
    The old cow thinks she was never a calf
    Cut your coat according to your cloth
    i moje ulubione: Birds of feather flock together
    Co mnie tak naszło na angielskie przysłowia? Ano znalazłam pracę, gdzie mówię tylko po angielsku, polega ona na nauce dzieci w przedszkolu metodą imersji :) czyli zanurzeniu w środowisku językowym. Wysłałam CV w odpowiedzi  na ofertę, tak jak wysyłałam na recepcjonistki, sekretarki u dentysty etc. Po procesie rekrutacji zostałam zaakceptowana, zgodziłam się na wszystko od razu, nie przyszło mi do głowy odmówić - Don’t look a gift horse in the mouth. Może nie szukałam akurat czegoś takiego, ale jestem zadowolona. Trzeba w życiu próbować nowych rzeczy i nie stawiać tylko na 1 kartę-Don`t put all your eggs in one basket. Mama zawsze mnie zachęcała do pracy w przedszkolu, same plusy: 4 posiłki, spacerki na powietrzu, z dziećmi można się pobawić. Przedszkole prywatne, płacą nieźle, są wycieczki, jak do aeroklubu :D

    Koniec szukania pracy, precz z wysyłaniem CV po polsku i angielsku na posady, których nazwy nie rozumiem (pewnie chodzi o junior korposzczura). Powiedziałam koleżance, która podsyłała mi oferty (np. pracownik witający klientów w salonie Porsche), że już nieaktualne, że pracuję i gdzie. A ona: O rany, współczuję! Z dziećmi?! Przecież Ty nie lubisz dzieci! Zamiast się ucieszyć czy chociaż tak powiedzieć, taka reakcja?! Jakoś pozytywnie zmotywować? Własnie chyba zapomniała jak sama pracy szukała, jak cały internet był pełen jej żali i płaczy, jak składała CV na ekspedientkę w Zarze czy H&M albo na kelnerkę w Zapiecku! A teraz jest korposzczurem, robi coś nudnego i marzy o innym życiu za granicą.
    A wczoraj byłyśmy z Iwoną i jeszcze jedną koleżanką (przedszkolanką) na koncercie grupy Closterkeller w Parku Praskim. Ech, jednak Praga i praskie klimaty są niezaprzeczalne, ludzie grubiej ciosani, inni niż nawet na Gocławiu, o lewej stronie nie wspomnę. Chyba połowa widowni przyszła sobie posiedzieć i popatrzeć i wypić przyniesione z domu piwo. Potem w domu zjedliśmy pizzę z Nowolipek (taka pizzeria się otworzyła u nas, Pizzeria z Nowolipek się nazywa) i pobawiliśmy się z kotem.
    The early bird catches the worm, but the second mouse gets cheese

    piątek, 23 sierpnia 2013

    Idzie nowe!

    Więc jednak rok 2013 można nazwać rokiem wielkich zmian. 
    • Wyprowadziłam się z domku
    • Prowadzę własne gospodarstwo
    • Znowu zostałam bezrobotna
    • ale udało mi się dostać pracę na etat jako anglistka w przedszkolu (pechowo na Ursynowie, tzn lepiej tam niż na Bielanach np., zawsze do rodziców można wpaść)
    • Zapisałam się na prawo jazdy i chodzę na jazdy
    • Mam kota 
    Patrząc na moje życie z początku roku - nie chcę zapeszyć, w przedszkolu na pewno nie będzie łatwo - lekcje w szkole po południu, męczące, ciężkie, potem szybko szybko leciałam na korki z Pragi na Ursynów. I szefowa kręciła nosem że ja tak gnałam, tylko wybiła godzina a ja się pakowałam. Cóż, jakby dała lepsze zarobki, to bym nie musiała dorabiać po godzinach. Jeść kanapek w tramwaju czy autobusie.Czasem musiałam brać tabletki uspokajające żeby zasnąć, tak mnie stresowały lekcje z niektórymi dziećmi. Nie będę płakać jak już ich nigdy nie zobaczę. I fałszywe obietnice premii za osiągnięcia czy co, masa gadania, a pieniędzy 50 (!) złotych. To naprawdę mogła sobie darować.

    Prawo jazdy to też nie była łatwa decyzja, tak długo to odwlekałam. Ale gdy doszłam do etapu, gdy strasznie wkurzało mnie nawet oglądanie seriali z ludźmi prowadzącymi samochód - coś trzeba było z tym zrobić. Jestem zadowolona z tej decyzji, podoba mi się jazda samochodem, chociaż np. parkowania w ogóle nie czuję, robię tak jak instruktorka mówi. Od stania w korku boli mnie noga na sprzęgle, po jeździe na łuku prawie się skrzywiłam na amen, ale jest spoko.

    I kotek Miętusek. Nie daje się miętosić, widać że nie ufa człowiekowi za bardzo, najchętniej by uciekł. Jest młodziutki, chętnie się bawi teraz, jak już wyzdrowiał. W szale zakupów kupiłam mu kuwetę, miseczki, zabawki, karmę, transporter w różowe kwiatki, i pewnie coś tam jeszcze. 
    Mama Cyryla też ma psa, różnica jest taka że trzeba było za niego zapłacić, i może być obciążony wadami "rasy", ale nie został zbadany gdy był na to czas... Nie mi tego pilnować, ja mam swojego kota i swoje zmartwienie.

    poniedziałek, 12 sierpnia 2013

    Niezbyt miło

    Dziś huśtawka nastrojów bujnęła się w kierunek "olaboga". W rozmowie z Jaskrą stwierdziłyśmy że niemiło mieć operację. I tak o tym myślałam i myślałam, no i niestety doszłam do wniosku że być bezrobotną też jest niezbyt miło! Mieć perspektywę powrotu do pracy, której nie lubię i utknąć tam kolejny rok, też jest niezbyt miło! Problemy zdrowotne też są niezbyt miłe! Mieć niewidzialnego kota za pralką tez jest niezbyt miło! No i jak doszłam do kota, to już ryczałam na cały regulator. Że jak mi go szkoda, żal, jest malutki i już ktoś go wyrzucił. Że jest chory i tak strasznie kicha, prycha, rzęzi. Boi się wychodzić zza pralki. Cyryl się śmieje, ze kot miał mnie rozweselić, a ja tylko płaczę nad nim.

    I tak oto doszliśmy do tematu kota
    To najbardziej arystokratyczne z jego zdjęć. Wygląda prawie jak Russian Blue (porównanie z prawej) pomijając białe elementy. Więc jak pomyślę że został może wyrzucony z pseudohodowli przez te odmiany bo żaden snob z Nadarzyna go nie chciał, to znowu chce mi się płakać. Pseudohodowle nie znikną jak ludzie myślą że wspaniale przyoszczędzą na kupnie psa z bagażnika na stacji benzynowej, ale to temat na oddzielną notkę, i może niech kisielzkota się tym zajmie.
    Na działce u koleżanki Gosławy obejrzałyśmy ogłoszenie tego kotka i chyba po piwku podjęłam szybką decyzję o adopcji (bo Gośka tak się nim zachwycała też). Ponieważ byłyśmy na działce w lesie ze słabym netem, trudno było to skoordynować, jakieś telefony, rozmowy na fb i ustalone. Powrót w niedzielę, w poniedziałek szalone zakupy jedzenia (Sheba, Purina One) kuweta, żwirek i bye bye prawie 100zł. Kot swój pobyt zaczął niefortunnie od zaszycia się pod kaloryferem i kałuży na poduszce (gdy został na chwilę sam).
    Pierwsza noc była straszna, Cyryl spał w drugim pokoju, kot kichał, miauczał. Następny dzień latałam z miskami tam, gdzie przebywał, niewiele można było go obejrzeć. Ale jadł, to ważne. Kuwetę ogarniał coraz lepiej, ale w końcu wybrał sobie miejsce za pralką i tam zaparkował. Gdy był w piątek za kanapą, miałam lepszy widok na jego buzię i niestety miał załzawione oczka, z nosa cieknie, kichanie zrobiło się mokre w odgłosie, bulgoczące. Poprosiłam żeby Iwona i Gosława (drdr) go obejrzały. Wywabiliśmy kota zza pralki chrupkami, jak oddalił się, to drzwi zostały zamknięte. Potem został pojmany, obejrzany, podrapał Gośkę więc pazury obcięte. Machał łapami żeby się uwolnić, nie był złośliwy czy agresywny, nie gryzł.
    Zrobiły mu test na FIV i FELV (kocie choroby układu odpornościowego, coś jak HIV, tylko Feline), wyszły negatywnie na szczęście. Teścik trochę jak ciążowy, ale z krwi, nie moczu. Po osłuchaniu dostał receptę na antybiotyk na infekcję dróg oddechowych, hurtem Immunactiv na odporność. Razem -70zł. Dodajmy do tego kocią wyprawkę, czyli transporter, miski (bo na razie je z ikeowych naszych) obróżkę, dalszą transzę jedzenia (Royal Canin i Animonda), zabawek parę i -150zł dalej. 
    Jest już wykastrowany i zachipowany, więc za to nie będę płacić chociaż. Ale dostał książeczkę zdrowia PSA, trzeba było zmienić na KOTA, bo wstyd chodzić do weta z "Certificate of dog" a na okładce brzydki maltańczyk.
    Cieszę się że go mam, zwierzę w domu to coś super, cieszę się że mu pomagam i nie wrócił na ulicę.

    piątek, 2 sierpnia 2013

    Mam chętkę na toaletkę!

    Maluszki mają swój kojec z zabawkami, dziewczynki dom dla lalek. Młodzież szkolna i studenci siedzą przy biurku a czy dorosła kobieta ma spędzić życie w kuchni? Nie mam swojego biurka w mieszkaniu, nie mam gdzie usiąść z komputerem, zeszytem, książką. Teraz siedzę na rozłożonym łóżku, pod plecami mam 4 poduszki żeby zachować jako tako wygodną pozycję. Dwie godziny w samochodzie dają się we znaki. Nie ma dobrego stołu do pisania czy jedzenia, ława jest za niska żeby długo przy niej siedzieć. A już jeść przed komputerem - to ryzyko poparzenia lub wymazania kompa w obiedzie. Cyryl ma taki wygodny fotel i duże biurko - jak tam usiądę to poczucie komfortu rośnie do nieba i nie chcę mu ustąpić. Czy ja nie zasługuję na to samo?
    Zasługuję! Po to są toaletki, żeby dama mogła zajmować się dbaniem o urodę. I odpisywać na liściki, przeglądać książkę kucharską, oglądać seriale. Czy kobieta może przeżyć bez lustra? Oczywiście, ale jak trudno. Pomijając makijaż i fryzurę, nawet przy kremowaniu twarzy, co jak wierzę, robi każda kobieta, można pobrudzić włosy, ubranie. Problem z toaletkami jest taki że większość jest w strasznie barokowym stylu. Rzeźbione ramki, gięte nóżki, falujące szufladki pasują do pałacu, ale do gładkich ścian i prostokątnych pokoi już średnio.
    Zachorowałam na toaletnicę złośliwą. Najmniejszym nakładem kosztów, bo gotowa z Ikei kosztuje 700 złotych. Tańszy wariant samo biurko to wydatek 300 złotych. Ale podobne biurko nie z Ikei i bez szyby na wierzchu to tylko 150 złotych. Lustro stare, ewentualnie wieszak, krzesło z domu od Cyryla i jakoś damy radę! Mieć swój kącik, gdzie pisze pamiętniczek, gdzie trzymam kosmetyki, maluję się i reguluję brwi. Tak kosmetyki leżą w różnych miejscach, na półce nad muszlą, skąd przypadkowo mogą się skąpać, w kosmetyczce, na parapecie. Nie mam jak się starannie wymalować, jak narysować kreski równe gdy ręka nie jest oparta o blat? I nie lubię wieczornych zabiegów pielęgnacyjnych "suchych" w łazience, gdzie parno i gorąco po prysznicu.

      
    Czy macie toaletkę? Czy potrzebujecie? Która Wam się podoba?

    środa, 24 lipca 2013

    Historia pewnej muffinki

    Muffinki i cupkejki bardzo łatwo i szybko podbiły polskie serca. Może bo łatwo je zrobić? Szybko się pieką, mają urocze papilotki, łatwo zrobić je w wielu smakach, i są serwowane w porcjach w sam raz do buzi (haha). Kocia matka mistrzyni wiersza może nie stworzyła żadnych rymów na cześć tego wypieku - na razie, ale upiekła ich wiele i były pyszniusie. Nie mogłam być gorsza, zgarnęłam podarowane mi foremki z domu od rodziców, znalazłam przepis, kupiłam składniki i zabrałam się za wyrób. Szło mi bardzo dobrze, zapakowałam je w prodiż, poszłam składać pranie. Wracam by sprawdzić stan gotowości, a tu prodiż zimny jak lód a nie rozgrzany jak cegła! Nie działa, podpięty do kontaktu czy przedłużacza, po prostu po 28 latach wybiła jego ostatnia godzina. A moje surowe babeczki... w mikrofali ich nie upiekę, na patelni też raczej nie :( Wyrzucić wszystko, razem z borówkami amerykańskimi ze środka? Czy wydłubać jagody , umyć i zjeść?
    Sytuacja wymagała natychmiastowego działania - skontaktowałam się z jedynym znanym mi sąsiadem, czyli mieszkającym 5 minut dalej kolegą Cyryla :P Był akurat w domu (i ma piekarnik!), więc surowe babeczki zapakowałam w garnek i polecieliśmy na sygnale! Na gazie upiekły się raz dwa w 20 minut i również w garnku wróciły do domku :P
    Miałam takie plany pieczenia rozmaitych smakowitych muffinek i wszystko legło w gruzach przez brak piekarnika. Spartańskie warunki odbierają mi chęć do gotowania. Nawet kuchenka w kawalerce tego kumpla wydała mi się piękna! Ach szeroka na 2 szafki, zlew i kuchenkę! 4 palniki na gaz z sieci! Zlew dwukomorowy! Szafeczki wiszące, miseczki koszyki różne duperelki. Ale my mamy oddzielne pokoje więc mogę iść spokojnie spać jak oni z psem w salonie piją piwo  :P Z innej strony - w starszym bloku mógł sobie zamontować klimę, a u nas w nowym - jakby właściciele chcieli - to nie mogą! W sumie w starszych blokach też nie jest to strasznie popularne, ale zawsze jest to możliwe.
    Letnie wyprzedaże w pełni, zaszłam do dwóch sklepów i kupiłam 5 bluzek, spódnicę i 3 pary majtasków :P niestety, wejście do sklepu niesie ryzyko, że kupi się coś, co nie było przecenione. Obniżone ceny miały tylko 3 rzeczy :P inne bardzo mi się podobały i się nie powstrzymałam, albo nie zauważyłam wyższej ceny aż do kasy :P 

    czwartek, 18 lipca 2013

    O wsi wesoła i spokojna!

    W bibliotece w dziale nowości zakuła mnie w oczy książka autorstwa koleżanki z roku z historii sztuki. Koleżanka to duże słowo, nie lubiłam jej stylu bycia i wywyższania się nad maluczkich jak ja co oglądają Animal Planet zamiast rozwijać się intelektualnie, chodzić po modnych przybytkach jak jadłodajnie filozoficzne czy nawet nie mam przykładu żeby podać. Jeździć na Erasmusy, mówić po niemiecku (a nie po rusku jak kacapy) i pracować w wyuczonym zawodzie przy biurku, a nie ganiać dzieci po szkole. Ubierać się w zawsze idealnie dobrane spódniczki i sweterki i perłową biżuterię zamiast dżinsów z dziurami i bluzy z Tchibo na bluzkę z ciuchów. O ile mi wiadomo, zamieszkiwać na Powiślu w pewnie bardziej prestiżowych warunkach niż klitka na ursynowskim blokowisku. No więc jej życie upływa tak odmiennie od mojego, że aż trudno uwierzyć że w jakimś momencie osi naszej egzystencji się przecięły, tylko dla Niej historia sztuki była dobrym i przyszłościowym wyborem, a nie jak dla mnie - bezużyteczną gałęzią w edukacji. Zawsze marzyłam o artystycznym spełnieniu w dowolnej dziedzinie, malarsko wizualnej, designerskiej czy pisarskiej właśnie - a tu taka Ona wydaje książkę (powiedzmy sobie szczerze, raczej mało kto ją będzie czytał poza studentami). Ja nadal spełniam się przesadzając kwiatki, lepiąc mielone i pisząc bloga... I jak żyć?
    Mówiąc o literaturze, w domenie polskich autorek książek dla kobiet ostatnio króluje literatura zaściankowa, o wsi spokojnej właśnie. Z Kalicińską na czele i wieloma naśladującymi ten pomysł spadkobiercami. Być może się mylę, opisuję trend, który widzę - na półkach w księgarniach zaroiło się o książek o zwykłym szarym życiu, o pracy, problemach w domu, chorobach. To by było zbyt dołujące, więc bohaterki przełamują marazm i niechęć do wszystkiego przez nowe przedsięwzięcia, jak wyprowadzka na wieś lub otwarcie gastronomii (Dom nad rozlewiskiem, Sukienka z mgieł, Poduszka w różowe słonie, Rok w Poziomce itp. autorki różne) Szczególnie Kalicińska zaszła mi za skórę meldując swoich bohaterów (swoje bohaterki!) niby w zwykłych realiach, ale jednak na Saskiej Kępie, w willi na Żoliborzu, na strychu na Starówce i wyrażając się z pogardą o szarych, bezdrzewnych (sic!) blokowiskach Ursynowa i Gocławia. J.M. Chmielewska (nie mylić z Tą Chmielewską) zatrudnia bohaterki o ile dobrze pamiętam w niezwykłej kawiarni czy herbaciarni, która zmienia ich losy, a i kawa jest nie z tej ziemi. Michalak nawet umieszcza siebie samą (po imieniu) w książce jako trochę metafizyczną dziwną duchową przewodniczkę / doradcę postaci... Które dokonują niezwykłych czynów utrzymując płynność finansową pracując w wydawnictwie. Wszystkie te książki napisane są całkiem ładnie, styl przeważnie nie zgrzyta w zębach, jednak chętny krytyk zawsze coś znajdzie. Język Kalicińskiej czasami jeży mi włos na głowie: (fragment wymyślony, ale tak to wygląda) "Dostałam od Jurka kwiaty. Ładne!" "Ugotowałam krupnik na żeberkach. Smaczny wyszedł!". Michalak uparcie opisuje swoją bohaterkę jako "dziewczyna", choć 30-tka dawno jej stuknęła.
    Z zażenowaniem muszę jednak przyznać, że z przyjemnością i zaciekawieniem przeczytałam wszystkie te książki chętniej niż Salmana Rushdiego, którego nadal męczę.

    środa, 10 lipca 2013

    Niezbędnik domowy -pielęgnacja

    Jak wiecie, w lutym zwinęłam żagle i wyniosłam się z domu do innego lokum wraz ze swoim TŻ lub TN - towarzyszem niedoli. Nie wiem ile dziewczyn w mojej parafii robi tak samo, (przytyk do głupich wpisów na wizażu, są też mądrzejsze: Czy polecacie drewniany chlebak? Co jesz na śniadanie Cz. XXVIII) pewnie sporo. Wyprowadzka z domu pokazuje jakie rzeczy, z pozoru małe i nieznaczące, są niezbędne w codziennym życiu. Część z nich zabrałam z domu, powodując okrzyki niezadowolenia (gdzie jest pęseta?? Zabrałaś?? A fakt, była twoja.) a inne musiałam szybko dokupić bo nie mogłam się bez nich obejść na stałe.
    Zaznaczam - są to rzeczy, bez których przeżyjesz na wakacjach, ale nie w życiu codziennym. Nie bez poczucia dyskomfortu.
    Przenoszę się więc myślami do strefy pielęgnacji, która jest rozsiana w wielu miejscach :P
    - pilnik do paznokci - z domu zabrałam złomek szklanego (chyba znaleziony przez Iwo w liceum) i 3 polerki. Były stare, więc dokupiłam blok polerski z Sephory (drogi), który ma jedną stroną do piłowania i nadawania kształtu. Wyobraziłam sobie jak ktoś poleruje paznokcie tą ostrą fazą...auu.
    -zmywacz do paznokci- za nim w domu płakała Iwona. Jest to zmywacz z Inglota, na pewno nie tak tani jak z Rossmanna, ale mam go od września i jest fajny i wydajny, pozostawia lekki przyjemny zapach.
    - tarka do stópek - nie ma co dodawać, do twardych zadzierających się skórek na piętach absolutny must have.
    - gąbka Syrena - gdy rozpoczęłam walkę z cellulitem okazała się niezbędna, kupiłam ją wraz z serum Eveline w kwietniu. Akcesorium - akcesoria. Bakterium - bakteria. Forum - fora. Serum - sera? Z serami Eveliny?
    - czepek kąpielowy który zakładam nie w celu ochrony włosów, tylko ochrony otoczenia przed odżywkami i maskami z włosów)
    - grzebień do rozczesywania włosów po kąpieli 
    -okrągła szczotka to kolejna rzecz, którą musiała dokupić siostra bo zabrałam. Najłatwiej ułożyć nieposłuszne włosy na szczotce. Przez użycie prostownicy włosy wypadną po 5 latach, czego doświadczam na swoim przykładzie.
    -separator do paznokci u stóp - tego nie mam, ale nissiax83 na youtube pokazywałą jak zrobić separatory z chusteczek i tak robię.
    - płyn do demakijażu - kupiłam w Biedronce płyn micelarny, ale gdy zaczęłam używać kosmetyków wodoodpornych (dłuższa historia czemu, ogólnie wizaż i olejek rycynowy na rzęsy zawinił) odmówił udziału, wbrew opisowi. Musiałam szybko z piekącym łzawiącym okiem jechać do drogerii na rowerze - ścieżka rowerowa poprowadziła mnie do Natury i dwufazowego płyny Ziaji taniego jak barszcz.

    To tyle na dzisiaj, piszcie czy macie własne minimalne minimum bez jakiego absolutnie się nie obejdziecie! XOXO

    niedziela, 7 lipca 2013

    Jelly shoty

    Czy lubicie galaretkę? Jasne!  Kto, jako dziecko, nie lubił trzęsącego się owocowego deseru  prosto z lodówki, z bitą śmietaną i świeżymi owocami? No dobrze, ale czy dorośli również je jedzą? Może gdy trochę podrasuje się tradycyjną żelatynową masę. najprościej zrobić to wlewając wodę i wódkę w proporcji 1:1 :P Alkohol jest do wyboru, sądzę że kolowa z whisky byłaby również smaczna, lub jabłkowa z żubrówką. Zdjęć własnych nie mam, bo wyrób nie zachwycał prezencją.
    Muszę zaopatrzyć się w malutkie plastikowe kubeczki i kombinować z kolorami. Mam na to całe bezrobotne wakacje. Jestem niezadowolona z aktualnego stanu rzeczy, czuję się wykorzystana przez pracodawców, którzy na czas wakacji zostawiali mnie bez pracy, płacy i ubezpieczenia. Jak mogę z zaangażowaniem podejść do pracy w nowym roku szkolnym, gdy cały czas była obiecywana mi premia za zaangażowanie, efekty i dostałam w końcu... 50 zł (zamiast prezentu rzeczowego -  kwiatków czy apaszki). Czy obróci się na korzyść jak Kociej Matce i szczęśliwe zrządzenie losu zaoferuje mi inną pracę? Która da mi samozadowolenie i satysfakcję?
    W międzyczasie wykorzystuję dany mi czas wolny na pomniejsze wyzwania: trening osobisty i prawo jazdy. Mimo niewielu ćwiczeń, wydaje mi się że efekty są widoczne. A prawo jazdy - tu efekt zależy od zaangażowania i ilości kasy w to włożonej. Z pewnością byłoby to kolejny punkt umożliwiający znalezienie lepszej pracy, lub wykonywanie obecnej z lepszymi rezultatami.
    Czy w Ameryce wszyscy chodzą na gym? Nissiax83 mówi (parafraza) : Mam tak mało czasu w ciągu dnia bo późno kończę pracę, czasem o 22, a rano wstaję o 6 i idę na siłownię, potem prysznic i do pracy. - Cooo? Wstajesz o 6 żeby się pocić w siłowni, gdy mogłabyś spać z godzinę dłużej? Na pewno to klucz do idealnej sylwetki, ale tyle wyrzeczeń? Chyba że siłownia jest w promieniu 100 metrów lub na terenie osiedla.
    Stonowany zestaw na wesele. Czułam się w nim ładnie, swobodnie i wygodnie. Sukienka z allegro była tania, a najdroższe - buty. Lakier Essie to Cute as a button, nie udało mi się odwzorować dobrze koloru na zdjęciu. Zresztą na każdym ujęciu tego lakieru odcień wygląda inaczej, i na każdym komputerze inaczej też.
    Kto z was jest "za" moimi próbami nagrywania filmików jak vlog? Zresztą obawiam sie że byłoby to na maksa żenujące, ale mogę spróbować - najwyżej nikt inny tego nie obejrzy.

    środa, 26 czerwca 2013

    The dog who likes vegetables

    and the cat who likes fruit. Mój zestaw śniadaniowy:
    Owsianka z płatków owsianych błyskawicznych, płatków orkiszowych z jagodami Goji, kawałkami jabłka i suszoną żurawiną, zalane mlekiem sojowym. W szklance woda z sokiem z cytryny i miodem. Wprawne oko zauważy że łyżki są w dwóch różnych stylach :) Mam je różne, zbieraninę straszną sztućców, jedne lubię bardziej a inne mniej. 
    Dzisiejsze zakupy:
    Podkładka do kompletu do kotka. Ja jestem miłośniczką wąsatych, a Cyryl szczekaczy, więc podkładka z pchlarzem jest dla niego. Mam jeszcze jednego niebieskiego kotka podkładka i dokupiłam jeszcze jedną w muffinkę, żeby były 4 do kompletu. Choć wszystko mam w różnych rodzajach i ilościach :P

    Spodnie na lato, długość: woda w piwnicy. Mają śmieszną różową podszewkę, a przy kieszeniach ćwieki -gwiazdki.
    Perfum szukałam bardzo długo, byłam dość zachowawcza w wyborze, ale nie chciałam znowu tego samego. Lubię słodkie zapachy jak Amor Amor (ulubiona edycja: Tentation, a Summer kupiłam i żałuję, bo są średnie, ale nie mam już innych więc ja używam) Może osobną notkę o perfumach stworzę. Więc często na ulicy czułam zapachy innych osób i jeden mi przypadł do gustu. Nie wiem jak go opisać, trochę gorzki jak przejrzałe owoce, duszny? Pudrowy, można porównać z...z... ech, wyleciało mi z pamięci skąd znam ten zapach. Powąchałam Mexx i myślałam ze to ten zapach - okazuje się że raczej nie, ale jest ładny, delikatny, cytrusowy
    A favourite statement summer piece from the range with layers of coral cord and clusters of gold rings. Lobster clasp, extender chain. Czy różowy sznurek będzie mi pasował do sukienki? Była też wersja z zielonym w kolorze sukienki, ale kosztował dwa razy tyle, nie był przeceniony... więc trudno.
    Kupiłam też ozdobę do włosów dla Iwony świadkowej oraz płytę dla mamy na imieniny.

    Co mnie dzisiaj poruszyło? Oglądałam filmik nowej idolki, Zmalowana na youtube. Mówiła o swoich planach na przyszłość, że w Olsztynie buduje się Galeria Warmińska, będzie Sephora i ona złoży tam CV do pracy. Plany życiowe na za 2 lata, dużo niewiadomych i znaków zapytania. Ile razy ja budowałam takie zamki na piasku: Kiedy...to...a wtedy ja....? I nic się nie spełniło, gorycz zawiedzenia zawsze była jedynym rezultatem. Lepiej nic nie planować, żyć z dnia na dzień. Gdzie będę za 10 lat? Wolę się nie zastanawiać. W drodze na szczyt... do klitki na 10 piętrze gdy winda się  zepsuje :P

    wtorek, 18 czerwca 2013

    Parę pytań, przepisów i przykazań

    W myśl zasady, że codziennie należy spróbować czegoś nowego, wczoraj spróbowałam truskawek z serem, a dziś bubble tea. Truskawki z serem żółtym i jabłkiem. Ostatnio jadłam sałatkę z truskawkami, pomidorami, jabłkiem i tuńczykiem, gdzie wszystko osobno było dobre, a razem - takie sobie. Ogólnie tuńczyk jest mało wyraźny, i jeśli nie podrasuje się go np. ogórkiem kiszonym to jest nijaki. I widząc kawałki jabłka, pomyślałam że to ser i jakie fajne połączenie - w końcu musiałam sama sprawdzić jak to wypadnie. Skoro oscypki i sery wędzone są takie dobre z żurawiną, to czemu nie?
    Muszę przyznać że połączenie całkiem interesujące i smaczne, oczywiście zależy od sera, najlepszy ementaler, słodkawy w smaku.
    Bubble tea jest koło biblioteki, podkusiło mnie spróbować czegoś nowego i przełamać swoje wewnętrzne blokady. Napój całkiem spoko, śmieszne kuleczki z tapioki.

    Nie będę nieudolnie przyozdabiać notki zdjęciami, już Cyryl się śmieje że w naszej kuchni będę miała specjalny kącik do fotografowania jedzenia...

    A teraz czas na mój zestaw pytań do czytelników. Proszę odpowiadać a nie czaić się z kwiatami!

    1. Książka, którą chciałaś (bo faceci chyba nie czytają bloga?) przeczytać, ale nie dałaś rady - nie wszystkie dzieła z kanonu literatury nadają się do czytania.
    -Ja pożyczyłam dziś Salmana Rushdie "Furia" i boję się że nie dam rady, choć nawet nie zaczęłam.

    2. Czego zazdrościsz osobom na ulicy (chodzi o wygląd)?
    -U mnie są to gęste włosy, ładne zęby... z łydkami już się pogodziłam. Figura - to zależy od własnej pracy więc nie ma co zazdrościć tylko ćwiczyć.

    3. Co byś zjadła w tej chwili?
    - Ja się najadłam fasolki, ale jakby była gotowa to bym wtrząchnęła jeszcze z pół kilo.

    4. Największe rozczarowanie w życiu.
    - U mnie to chyba gdy nie dostałam stypendium na Kolegium - przez 4 z informatyki, które dostałam tylko li i wyłącznie bo nie było mnie na teście w żadnym terminie- bo każdy z nich pokrywał się z objazdem z IHSu!! Bo objazd 5 dniowy zajmował dwa czwartki. Gdybym wiedziała, darowałabym sobie wyjazd do Skierniewic, i dostawała stypendium 300 złotych! Ale łezki pociekły :(

    5. Życie...uważasz że jesteś szczęściarą, zwykłym ludziem, czy nadzwyczajnym pechowcem? Uzasadnij.
    - Ja uważam siebie za zwykłego człowieka ze skłonnością do pecha, bo nie urodziłam się bogata i piękna, a z wiekiem zmartwień tylko przybyło. Ale sądzę że miarą człowieka jest jak sobie z kłopotami radzi, a płacz w poduszkę rozwiązaniem nie jest.

    6. Ile płacisz za prąd w swoim gospodarstwie domowym?
    - 93, rachunek przyszedł właśnie :P Może to poufna informacja, a kwota wynika z : 3 komputerów, czajnika elektrycznego, mikrofali i prodiż diża głównie. Te ostatnie w kuchni królują (jakiej kuchni??) bo piekarnika brak.

    7. Jaki masz parasol?
    - Z H&M nieużywany zielono szary w czarną panterkę.

    8. Potrafisz bez sprawdzania odpowiedzieć poprawnie jakie majtki masz na sobie?
    -Ja mam czarne z H&M z glupimi tasiemkami po bokach. Tzn że boki nie są zabudowane.

    9. Ulubiona piżamka, i czy masz ja na sobie?
    - Martioszki albo sówki, chyba matrioszki. Nie mam jej jeszcze na sobie, bo mam majtki. Ginekolodzy ostrzegają, spanie w majtkach i spodenkach to prosta droga to chorób i grzybów z braku wentylacji.

    10. Czy podobały Ci się pytania, co sądzisz o XXI wieku (wolę obecny), czy mnie lubisz i czy chcesz się poddać kremacji.
    XOXO 

    niedziela, 9 czerwca 2013

    Liebster blog

    Zostałam wyróżniona (lub po prostu padło na mnie) tą nagrodą czy czymkolwiek Liebster blog jest.
    Trudno mi się skupić gdy myślę o zakupach z Frisco, które przyjadą jutro, a jest w nich musli z jagodą Goji i czekolada z solą. O 5 butelkach wina nie wspomnę :P A o całej baterii płynów do prania też nie ma co mówić. Albo młynkach Kamis sól i pieprz, których matka Cyryla nigdzie nie może kupić, a pragnie. Są też z solą ziołową, płatkami nagietka i lawendy...brzmi zachęcająco, ale 7 ziko nie wydam w ciemno.

    Najbardziej znienawidzony przedmiot w szkole?
         Nieortodoksyjna odpowiedź, ale był to wuef. Tak, tak, tak i nie znaczy to że jestem pampuchem ważyłam wtedy 102 kilo czy nie lubię się ruszać. Jestem absolutnie pozbawiona koordynacji ruchowej i nienawidzę współzawodnictwa w grach zespołowych. Nie mogłam pojąć jakim cudem dziewczyny, które były kiepskie jak wielbłądy we wszystkich przedmiotach nagle prześcigają mnie i dyskryminują z powodu złego dwutaktu czy innego g**na.  BTW, nadal są kiepskie, i imidż miss podwórka nie pasuje gdy 18tka już daawno za nimi.

           2.       Czego byś nigdy w życiu nie założyła, choćby ci dopłacali?
        Jeśli chodzi o aktualne trendy, to wzorzystych leginsów w paski czy odwrócone krzyże, albo takie dziwne i paskudne buty:


       Ogólnie litania rzeczy które mi się podobają, ale nie założę ich ze względu na warunki fizyczne jest bardzo długa, wymienię tylko wszelkie sandały gladiatorki z paskami w kostce, spódnice 3/4 czy sukienki bez ramiączek.

           3.       W realiach jakiej książki/filmu chciałabyś żyć?
        The Borgias? Nie, szybko by mnie zmartwili, ogólnie chciałabym napisać coś kostiumowego jak Władca Pierścieni - długo było to moim marzeniem. Ale starożytne czasy oznaczają brak opieki medycznej, szybkiego transportu i komunikacji. Teraz pomyślałam realistycznie o czymś z rodzaju Gilmore Girls czy Hart of Dixie lub Coś pożyczonego. I bym była drugą Nissiax83.

           4.       Kogo ze znanych osób najbardziej nie lubisz?
    Natalii Siwiec bezspornie chyba. Hmm, na widok kogo jeszcze mi się nóż w kieszeni otwiera...tej z Miasta Kobiet, Paulina Młynarska, bo gdy prowadzi wywiad non stop mówi sama i jeszcze nieciekawie. Nie wczuwa się w rolę osoby, często po przejściach. Po prostu nie lubię jej i już.

           5.       Jaki jest twój ulubiony kosmetyk do makijażu/pielęgnacji?
    Krem do pierwszych zmarszczek z różą by Alterra za zapach. Całą resztą sprawdzam na razie i nie mogę nazwać ulubionym. Sprawdzam od lat, i rzeczy/marki które lubiłam (Carlo di Roma?co to jest?) odstawiłam w niebyt odchłani zapomnienia. A, ostatnio polubiłam korektor do brwi by Eveline.

           6.       Która sławna kobieta utożsamia twój ideał kobiecości?
    Piękna elfia książniczka Liv Tyler jeśli mówimy o urodzie li wyłącznie. 

           7.       Co było twoją największą kuchenna porażką?
    Pewnie ciasto w którym zapomniałam ważnego składnika, albo potrawka z kopru włoskiego. Kupiłam po długich poszukiwaniach ten koper na kupę kasy i wyszło jakieś dziwadło nie do zjedzenia.

           8.       W jakim mieście chciałabyś spędzić resztę życia?
    Matko Bosko, a skąd ja mam to wiedzieć? Trzeba by odpowiedzieć na tyle pytań: czy będę biedna czy bogata, z dziećmi czy bez, jak będę pracować. Gdzieś gdzie jest klimat jak na Saskiej Kępie, ładnie jak w Sandomierzu okiem kamery ojca Mateusza. Klimat jak w Toruniu z Lekarzy. Piękna przyroda, dobrzy ludzie. A czy za granicą? Po co jechać za granicę gdy tam nikt niczego mi nie poda na tacy.

           9.       Smoki, jednorożce, feniksy- czyli najciekawsze stworzenie fantastyczne to…
    Koty. Duże małe i latające.

          10.   Jaka piosenkę lubisz ale wstydzisz się jej słuchać przy innych ludziach.
    Doda - Chimera :P


          11.   Jaki jest twój ulubiony słodki produkt(czekolada lub ciastko lub napój itp)?
    Ciastka typu American Cookies z kawałkami czekolady. Chyba.

    A nikogo nie będę nominować bo nie mam czytelników z blogami. A nieznajomych - sad but true- po co mi wiedza o osobach których nie znam osobiście? :P

    sobota, 25 maja 2013

    Łomlet

    Przepisik na pyszny omlecik dla potomności: Nie ma co podawać ścisłych wytycznych bo zostawiam miejsce dla swojej i innych fantazji i zawartości lodówki.

    Warzywa, np. papryka, cebula, pomidor nie- za mokry jest, może por czy cokolwiek, czosnek, szpinak i bazylia w moim wypadku. Podsmażyć warzywka (oczywiście nie szpinak w tym wypadku bo zostanie breja) rozmieszać 4 jajka, 2 łyżki stołowe mąki i szczypta sody żeby wyrósł, można ubić białka jak ktoś chce myć więcej misek. Zalać, doprawić, wysypać szpinak i zioła. Po 10 minutach gotowe, jajka ścięte a omlet odchodzi od patelni. Taki dobry mi w życiu nie wyszedł! 
    Fioletowe fragmenty to liście bazylii niebieskiej.
    Wczoraj byliśmy w Ikei, udało się załatwić podwózkę i dowóz zakupów. Niestety było mało czasu, przelecieliśmy jak burza po sklepie, wiec nie wzięłam sporo rzeczy albo wzięłam coś bez sensu, jak biały dywanik do łazienki...tak, długo będzie biały :/ i okazało się że mimo pośpiechu i tak straciliśmy masę czasu, w sumie bez sensu. Wyszło na to że zakupy, w tym najważniejszy regał, nie wejdą do samochodu którym przyjechaliśmy...większy samochód został na parkingu pod domem! 
    Więc trzeba było wracać i nim podjechać, co zajęło z godzinę. Mogliśmy ją spędzić na obiedzie w Ikei. Więc wyjście na zakupy miało być fajnie spędzonym czasem, na dodatek bez kłopotliwego dojazdu - niestety, samochód który miał być terenowy i wygodny, okazał się masakrą dla pasażera z tyłu- oparcie pod kątem prostym do siedzenia i zaduch od papierosów. Trzeba było jechać busem i zamówić dostawę, lepiej byśmy wyszli, a tak - co z tego ze samochodem, jak nie miałam czasu nic wybrać? A, i Cyrylowi włączył się wąż w kieszeni, mieliśmy kupić lampkę na biurko dla niego, już wybraliśmy dawno, fajna Forså błyszcząca, ale nagle okazało sie że on nie potrzebuje, nie chce, za droga, może być ta tańsza (i brzydka). To żadnej nie kupiliśmy. Jeszcze nie odkrył chyba że jak chcesz mieć, to musisz kupić, nie ma innej opcji - po co się męczyć bez czegoś (jak ja bez komputerka) jak wystarczy kupić, wypełnić niedostatek i żyć w zadowoleniu, jak Ludmiła z NDiNZ zanim nie umarła. (bo dr Falkowicz ją oszukał że wyciął guz i jest zdrowa, a na serio był nieoperowalny tumor i umierała o tym nie wiedząc, do czasu.)

    wtorek, 21 maja 2013

    Crema Catalana

    Wczoraj kupiłam w rossmannie nową czekoladę - nową dla mnie, zdecydowałam się nadszarpnąć budżet na coś lepszego niż tabliczka z Biedronki i poznawać nowe smaki, a później szpanować: Wiecie, moja ulubiona czekolada to Crema Catalana ... Występuje też w odmianie z Ritter Sport, ale tej kwadratowej słodyczy nie kupuje ze względu na cenę... może kiedyś. Wiec od razu na wikipedii wyszukałam co to za crema, może jednak łosoś z czosnkiem i kminkiem czy podroby z cebulą? Jednak to hiszpańska odmiana creme brulle, który nieodłącznie kojarzy mi się z Carlą Bruni. Różnica między nami jest taka, ze ona pewnie go jadła, a ja muszę się zadowalać deserami o tym smaku. Czekolada jak widać jest płaska jak naleśnik, co za tym idzie większa niż zwykła, ale waga bez zmian: 100 g. Producent zapewnia ze zawiera ona ein Hauch von creme catalana i rzeczywiście jest go odrobinka. W smaku czuć głównie przypalony karmel, czyt. skarmelizowany cukier, może ciut cynamonu. Czekolada jest dobra, nie za słodka, nie topi się w gorący dzień za bardzo, tylko te duże kostki sprawiają że łatwo zjeść za dużo na raz.
    Ocena: 7/10
    Jednak jest droga, a drobinki są malutkie, wolę mieć w co zatopić zęby.
    Lody o smaku creme brullee od Carte d'or nie kuszą ceną, ale śpiewającą Carlą Bruni o któej już była mowa oraz reklamą...w rzeczywistości te okruszki karmelu są przypalone i strasznie gorzkie! Oklejają zęby i gorycz zostaje na długo. Sos i lody same w sobie są dobre, nie opiszę dokładnie bo jadłam je dość dawno temu (miesiąc).
    Ocena: 6/10 surowa, ale ten karmel to poważny zgrzyt.
    Wracając do zakupów w Rossmannie, razem z czekoladą kupiłam szampon od 1 dnia życia HIPP który ma zachować moje włosy na głowie, zobaczymy co zdziała. Przykazania włosomaniaczek świętością są, oczyszczać silnei co 1-2 tygodnie, wiec musze szampon polskiej firmy zakupić do tego ( nie musi być polska, ale chodzi ze tani i prosty w składzie) Barwa czy Joanna albo inna Malwa.

    czwartek, 16 maja 2013

    Do poprawy

    Do poprawy wszystko! Obiad zrobiony źle, i test napisany niedobrze przez uczniów... (pewnie nauczycielki wina) i zasłony za krótkie. I włosy mają się poprawić a nie chcą - uznałam ze skoro najładniejsze były w liceum, to wrócę do pielęgnacji z liceum. Czyli mycie, odżywka i zero suszenia :P ale grzywka rano jest w stanie wymagającym zaplecenia warkocza.
    Co do liceum, błędów młodości etc to przy okazji wzmianki w Faktach o pirotechnikach domowej roboty i karach grożących za takie wybuchanie, upewniłam się że raz wrzucone do internetu rzeczy nie giną. Tylko oby były to jedyne pamiątki po durnych młodych latach niektórych osób.
    Niebieski komputerek jest zawsze przy mnie, bardzo mi pomaga, szkoda że kupiłam go tak późno!
    Błędy młodości to niedokręcony słoik z moczem do analizy :P
    Uzależniłam się od kwiatków na balkonie, to prawie prawie małe żywe stworzonka jak kotki, na dodatek im więcej tym lepiej. I mogę mieć ich wiele! Ładnie wyglądają, może będą ładnie pachnieć - maciejka wschodzi, lawenda rośnie.
    Wspaniałe babskie hobby takie jak ciuszki czy włosomania, gotowanie. Według ostatniej mody, zapoczątkowanej przeze mnie a chwyconej przez Iwo, pokażę to przez kolaże.


    środa, 8 maja 2013

    TAG: nigdy nie wychodzę z domu bez...


    A więc bez czego ja nie wyjdę z domu - lub po co się wracam, i bez czego czuję się źle i nawet rozmyślam nad zakupem w kiosku.

    • telefon
    • portfel - choć na zakupy z towarzystwem opłaca się go nie brać
    • okulary - bom ślepa, ale odmawiam ciągłego noszenia
    • chusteczki - wysmarkać się w paragon, liść w lesie czy palce można, ale po co
    • pomadka - suche usta są brzydkie i powodują dyskomfort, oblizuję je jakby to miało coś pomóc a nie zaszkodzić...
    • podpaski tampony - bo nigdy nie wiesz kiedy @ cię dopadnie, a jak już dopadła to kiedy będą potrzebne
    • aaa, klucze do domu, bo tutaj bez karty do furtki/drzwi nawet na podwórko nie wejdę
    • guma do żucia / cukierki opcjonalnie bo miło w drodze sobie coś pociamkać
    • słuchawki do telefonu - absolutny must have dla mojego zdrowia psychicznego w środkach komunikacji
    • gumka do włosów - bo włosy wpadające do buzi to nie moje hobby
    Czy coś jeszcze... opcjonalnie, może nie przy sobie, ale na wyjazdy czy coś, w domu przydaje się:
    • pendrive mój chomiczek
    • kalendarz
    To chyba wszystko i powód dlaczego torba taka ciężka nawet pusta tzn tylko z niezbędnikiem. Mam duży i ciężki portfel, nie dlatego żem bogata, tylko sam w sobie waży sporo.
    Wodę noszę rzadko, teraz jest ciepło więc awansuje na must have, ale picie wody sprawia że co innego staje się niezbędne, a tramwaje czy metro tego nie oferuje (nie za darmo). Często mam kanapki. Teraz potrzebne też okulary słoneczne, a książkę do czytania mam w telefonie - aktualnie The Swan Kingdom - Zoe Marriott.

    Mam nowy kompjuter, malutki Acer - nie chciałam tej firmy ale jednak jego wybraliśmy ze względu na matową matrycę i wymienną baterię, a nie wbudowaną jak w Asusie. A, i jest niebieski...
    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...