niedziela, 29 czerwca 2014

Życie jest małą ściemniarą

Blog jest mieczem obosiecznym. Kto blogiem wojuje, ten od bloga ginie. Blog za dobro wynagradza, a za zło karze.
Swięte słowa! Dlatego też blog nadaje się do opisu zakupów, fryzur, ciuchów, podróży, muzyki, gotowania... a nie do osób rzeczywiście istniejących, pracy i stosunków wewnątrz niej.
Bardzo fajny polski heavy metal. czasem trzeba sobie przypomnieć stare dzieje, ale na festiwal to trzeba by mnie wołami ciągnąć. Pod namiot? Bez wygód? Tylko piwo żłopać? Nie.

Jak inne dwie znane blogerki mogę opisać swoje przygody z prawem jazdy, które już posiadam. Zdecydowałam się na to w czasie bezrobotnych zeszłych wakacji. Wybrałam kurs w dogodnej lokalizacji i terminie, opłaciłam. Byłam raz na zajęciach, potem jednych w następny weekend nie było, kolejne były ale materiał się powtarzał bo kursy się nakładały i byli ludzie, którzy zaczynali. W sumie miałam ze 12 godzin teorii zamiast 30? A to też były przaśne opowieści typu: Jedzie taki dresiarz kur* lewym pasem z lalunią i drogę mi zajeźdza, więc uważać na VW...I zaczełam jazdy z panią Elą. Pani była miła, tylko że często gadałyśmy o kotach a ja jechałam byle jak. Robiłam głupoty czasem np. jechałam na czołowe zupełnie beztrosko.  Zdałam u nich wewnętrzny teoretyczny. Ale na ostatnie jazdy zmienił się instruktor na szefa całego interesu i nauczyciela teorii. Objechaliśmy Warszawę też byle jak, aby zleciało, a 4 ostatnie godziny miałam tuż przed egzaminem wyjeździć, ale podpisałam już całość i oddali papiery. Gdy jakoś pod koniec roku zaczęłam bardziej energicznie działać (bo Iwo, zmotywowana moimi postępami, zdała) okazało się że szkoły już nie ma, a telefon nie odbiera. Jeżdziłam wiec z polecanym instruktorem, zdałam teorię, zapisałam się na praktykę. Ale na którejś z lekcji z panem Irkiem, ten stwierdził ze idzie mi beznadziejnie czy fatalnie i duużo pracy. Wróciłam do domu, spłakałam się jak bóbr, że się nie nadaję, to nie dla mnie. Jazda w zimę, po ciemku to dla kandydata na kierowcę istny koszmar. Na jazdy jeździłam przerażona  iporuszałam się samochodem po omacku. Obiecałam sobie że powrócę po zmianie czasu. Akurat wtedy były święta zaraz, nasz wyjazd do Włoch, przesunęło się na maj. Gdy jest ciepło i jasno to zupełnie inna sprawa! Wszystko widzę, nie oślepia mnie nic.
Pierwszy egzamin oblałam na łuku. Byłam zestrachana, najpierw nie mogłam ruszyć za pierwszym razem, ale przejachałam dobrze. Za drugim razem wyjechałam za linię.
Drugi egzamin, jak i pierwszy, był o 8 rano w sobotę. Miałam problem ze wskazaniem długich świateł, tylko dzięki podpowiedziom egzaminatora się udało. łuk perfekt, górka za drugim razem. Miasto w fatalnym stylu, manewry zawracania zwłaszcza. Ale bez głupich błędów. W czasie egzaminu po prostu jechałam tak jak miałam, nie było żadnych trudnych rzeczy jak zawracanie na dużym rondzie z tramwajem, tylko jazda prosto. Skrętu w lewo na dużej ulicy też nie było. Wróciłam do ośrodka: Pozytywny, ale te Pani manewry to wstyd tak pod blokiem parkować :P
Od tego czasu jeździłam Lanosem po wsi. Dziś 20 km, w tym po drodze krajowej ;) i ruszanie pod górkę.

niedziela, 15 czerwca 2014

Jak wydać nadmiar gotówki

Po pierwsze, można z lenistwa wracać z imprez taksówkami ^^ można zamawiać żarcie na telefon gdy w Zielone Świątki sklepy zamknięte.
Można też iść do Rossmanna lub Superpharmy.
W pierwszym sklepie poza herbatą i tamponami kupiłam swój ulubiony ostatnio tusz do rzęs. Od roku zmagam się z łzawieniem oka, zwłaszcza jak jest suche powietrze, wiatr, słońce. Kosmetyki wodoodporne stały się koniecznością, więc ukochany Masterpiece Maxfactora został tylko na  specjalne okazje. Wybrałam Rocket Volume (tak się nazywa?) Maybellina i jestem zadowolona. Opakowanie ładne, długo zachowuje świeżość i nie rozmazuje się. Troszkę się odbija jak przyśpię w pracy w kącie (czasem tracę wątek, gdy w słuchowisku Śpiąca Królewna kłuje się wrzecionem, a odzyskuję go gdy już się budzi).
Stary eyeliner z Catrice nie jest już takim must have: z oka łzawiącego czasem schodził całymi płatami, a z drugiego nie mogłam zetrzeć bez płynu do demakijażu. Z płynem do demakijażu też miałam przygody, bo Płyn Micelarny miał zmywać wodoodporne tusze. Tarłam i tarłam i nic! Oko już piecze, łzy lecą, zmyć trzeba jakoś, jechałam na rowerze do Tesco Gocław do Natury po ratunek prawie ślepa :P
To historia sprzed roku, teraz na próbę płyn L'Oreala a nie Ziai.
Krem pod oczy poprzedni miałam Eveline, ten na próbę na zimne okłady z rana z lodówki. Nie lubię podkówek pod oczami, mam korektor L'Oreala ale może inny byłby lepszy? Letni żel pod prysznic Mały Marsylczyk Cytryna i Mandarynka. Tego Modżajto nie było w Rossmannie :(
Zapomniałam o balsamie Isany z mocznikiem najlepszym na świecie, kupię następnym razem - razem z milionem innych rzeczy. Po wizycie w Rossmannie w środę zostało mi trochę dukatów i musiałam iść dziś do Superpharmy!
Krem Capital Soleil ma zapewnić mi młodość jak i Iwonie - opalenizna jest niemodna, postarza, kojarzy mi się z dresiarami z Pragi. I osobami bez smaku trochę jednak.
Iwostin Rosacin poleciła dermatolog. Najpierw w aptece kupiłam Capilin na naczynka, bo taki problem mi znalazła a zapisała Rosacin na trądzik różowaty o_O więc sie zdziwiłam i wybrałam krem do cery naczynkowej na dzień z SPF 20. Teraz dokupiłam Capilin na noc :D
Ten Men dla Cyryla, on niech ocenia.
Szminka jak szminka, poprzednią zjadł pies Lucky. Ciekawe czy kupa była różowa?
Color tattoo w odcieniu Permanent Taupe do brwi. Wiele osób z makijażu o brwiach zapomina zupełnie co uważam za duży błąd, bo nie tylko rzęsy wymalowane to oprawa oka. Gdy brwi są za jasne, twarz traci na wyrazistości. Lubię Eyebrow Artist Eveline, nowy cień na razie trudno mi sie nakłada ale będę ćwiczyć skośnym pędzelkiem.
Zorientowałam się że posiadam aktualnie 4 roll-ony dezodoranty - Garnier który używam, Crystal na lato po prysznicu (inaczej nie zadziała, musi być na czystą skórę pod świeże ubranie), stary Nivea (muszę wykończyć) i Rexona do noszenia przy sobie.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...