poniedziałek, 19 maja 2014

Dzyń dzyń

Znajomi wiedzą, że zajmowałam się robieniem biżutrii biżuterii od dawna. Kolczyki ładne, mniej udane, naszyjniki, bransoletki robiłam, czasem sprzedawałam nawet (jakoś pozbyłam się tych wszystkich par które zrobiłam). A jaka jest w tym ironia losu? Że nie noszę kolczyków sama! Jakoś w 2005 wyjęłam kolczyki na dwa tygodnie, i później już nie byłam w stanie ich założyć. Co za porażka! Akurat gdy sama je robiłam, i sklepy z tanią biżuterią jak Bijou Brigitte, Sixx, Diva, I am stały się popularne jak grzyby po deszczu. Jakoś przełknełam tą pigułkę, choć było mi żal, widząc te cudeńka z sówkami i kotkami.





I zupełnie przez przypadek drapiąc się po płatku uszu jakby pękła mi jakaś gulka w nim. I wiedziona przeczuciem złapałam jakąś tępą szpilkę - i bum! przeszła na wylot ;) Potem udało mi się założyć kolczyk na jedno ucho, z drugim było gorzej, już myślałam ze będę musiała ja przebijać jakoś, ale w końcu się udało. Trochę bolało to prawe ucho też, ale smarowałam maścią z antybiotykiem i przeszło.
Zebrałam wszystkie swoje pozostałe kolczyki z domu. Musztardowo-fioletowe, zielono-przejrzyste, biało-niebieskie, zielone, różowe. Zrobiłam sobie fioletowe ze srebrną kulką oraz z listkami. Większość wiszące, w tym samym stylu. Jestem zachwycona faktem noszenia kolczyków, co prawda nikt mnie nie chwalił, poza Cyrylem. Przeszukałam swój kuferek i mam mnóstwo różnych materiałów, nawet bez dokupowania niczego nowego. Och czuję się w swoim żywiole składając kolczyczki. W ogóle jestem niezwykle kreatywną osobą, i kolczyki robię, i kartki świąteczne i rysuję, piekę, gotuję, cud miód. W pracy jestem koordynatorem ogródka :P Dziś godzinę pieliłam.

niedziela, 11 maja 2014

Cuccina Italiana

Pierwsza zjedzona we Włoszech rzecz: kanapki zrobione przez Andrea w Punto gnającym po ulicach nocnego Mediolanu, popijane herbatą z termosu (jak się nie zalać jadąc po kocich łbach??). Nie będę wymieniać śniadań, które niczym się nie różniły od polskich.
Następny obiad w domu, makaron z sosem pomidorowym i grzybami, na drugie (??) kurczak i sałatka.
Ciekawszą pozycją była kolacja w dzielnicy Nervi, willowej, cichej i spokojnej. Knajpka jak przewodniki polecają - wystrój nie jest najważniejszy, ale uznanie miejscowych. Mała salka, zwykłe stoliki, na nich szklanki dnem do góry, co widać jest Italian style. Paczuszki z grissini na poczekanie, bo trochę się zeszło zanim a) Włoch pokonwersował z kelnerem, co dla moich uszu było jak krzyki mew- tyle samo zrozumiałam, więc było to dość śmieszne, b) ustaliliśmy że my nie mamy pojęcia co jest w menu i zdajemy się na wybór Włocha, c) ugotują te dziwaczne rzeczy, które wcześniej widzieliśmy w Akwarium. Najpierw jedliśmy foccacię z serem, co przypomniało mi domowe naleśniki :P Spróbowaliśmy ośmiornicy z pietruszką i czosnkiem, okonia morskiego, kalmarów, krewetek i łososia. Vino bianco do tego. Na deser pojechaliśmy oglądać panoramę Genui z góry i jedliśmy jakiś mrożony deser w kubeczku.
Więcej na mieście nie jadaliśmy :P ale odbijemy sobie to idąc do Trattoria Rucola! Jadaliśmy za to włoskie jedzenie made by mamma Luba :P smażony okoń morski, zapiekane bakłażany, cukinie z serkiem (cukinie innego gatunku niż w PL, małe i jasnozielone, sprzedawane z kwiatami) i małże. Po raz pierwszy w życiu (no, może drugi) jadłam małże, ale nie odmieniło to mojego życia - dużo roboty a smak nie jest wyjątkowy. Bardziej właśnie sposób wydobywania ich z muszli - jak duże pistacje :P
Smaczne były ciasteczka cantuccini, najpiere pieczone w formie rogalików, krojone na plasterki i pieczone ponownie. Mamma Luba mówiła że w Polsce nie do dostania. Jednak w rzeczywistości kupiłam w Delikatesach za ulicą. Tak samo grissini, tyle że najlepszych z orzechami w Delikatesach nie ma. No i nie są świeżutkie.


Niestety po super wycieczce do Portofino w domu dostaliśmy zupę. Była paskudna, z grzankami z chleba tostowego, które rozpuściły się z sekundę w gorące kluchy, z kartoflami, których nie jem, kaszą, mrożonką i ugotowanymi kawałkami boczku. I grzybami, a całość przejrzysta jak Morze Liguryjskie :/.
Byliśmy na rodzinnej grilliacie, wydaje mi się jednak że grill nie został wyniesiony do rangi sztuki jak w Polsce. Mięso zwykłe, jakieś kiszki z mielonym, pikantne kiełbaski, szaszłyki. I clue wieczoru - grillowane parówki. Do tego żadnej sałatki :/ Ale muszę przyznać że Włosi mają o wiele lepszą kulturę picia alkoholu - zamiast kraty piwa parę butelek, rozlewanych po szklaneczce. Po kieliszku wina musującego i każdy miał dobry humor, bez pijackich ekscesów jak to w PL bywa.
Kawa zaparzana w kawiarce, rano latte, po południu espresso, którego trochę się przeraziłam bo nigdy nie piję kawy bez mleka ;) było dobrze zaparzone z dobrej kawy. Kupiliśmy sobie nawet do domu Lavazzę mieloną zamiast Jacobsa.
Ostatnia rzecz jedzona z Włoch - kanapki na drogę od mammy. Z chleba tostowego, dla Cyryla 5 plastrów szynki gotowanej, dla mnei dwa plasterki z indyka (it. tacchino) a pomiędzy nimi centymetr serka topionego! Fuu. Tak mi sie potem chciało pić, że musiałam kupić na lotnisku soczek za 9 złotych :/

niedziela, 4 maja 2014

Zuppa Italiana

Czym Włochy różnią się od Polski?


  • Krajobrazem. Lombardia jest zbliżona pod względem flory i rzeźby terenu, za to Piemont jest górzysty, tak samo Liguria. Ta ostatnia była (dla mnie) mniej znana niż Toskania, ale absolutnie niesłusznie. Genua jako miasto jest chyba nawet piękniejsza niż Florencja, bo leży i na wzgórzach i nad morzem. Widoki są przepiękne. Rosną palmy, rozmaryny wielkie, aloesy, oleandry, rododendrony i tamaryszki (ten ostatni rośnie też pod naszym blokiem) i to drugie dziwne drzewo koło old budki telefonicznej? Cytrusy i cyprysy też oczywiście.


  • Samochodami, bo Daewoo nie ma wcale :P są Lancie, których w PL mało, Fiaty 500 oraz numero uno - Fiat Panda :D oraz skutery.

  • Widzieliśmy mnóstwo jamniczków miniaturek, king charles spanielków, oraz goldenów - wliczając tego w domu, którego oglądałam cały czas - liżącego moje nogi, ręce, walącego ogonem po głowie prawie etc.
  • WC. Normalnej spłuczki nie widziałam wcale. Albo z boku na ścianie, jak kontakt do światła, albo pod nogą- no trzeba się było naszukać.
  • Styl jazdy samochodem. Pasy jazdy są tak samo użyteczne, jakby to były motylki narysowane na jezdni - niby są, ale po co? nie wiadomo. Kierunkowskazy tak samo. Jeździ się szybko, można rzec brawurowo na krętych wąskich drogach.
  • Praca i przerwa obiadowa :/ 2 godziny, kiedy ja w pracy jestem szczęściarą i jem obiad - z podaniem go dzieciom, pomaganiem im, sprzątaniem i myciem zębów w pół godziny!
  • Wszechobecni imigranci z Afryki, wciskający sznureczki jakieś, torby, buty, maszynki do baniek, parasole, zabawki... masakra. To plaga normalnie.
  • Widok z okna. Gdybyśmy mieszkali w centrum miasta we Włoszech, to byłby widok z naszego pokoju. Słońce, zieleń, ptaszki? Zapomnij. Pranie sąsiada i krzyki z knajpy na dole.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...