niedziela, 26 czerwca 2011

Zalas lapas!

Kryptonim naszego wyjazdu na Mazury jest po łotewsku i znaczy 'zielony liść' , może się z pozoru wydawać to bez sensu, ale w notatniku tej firmy powstawały zręby tego przedsięwzięcia.I mój blog ma posłużyć jako przenośna i interaktywna lista rzeczy do wzięcia, coby nikt o niczym nie zapomniał. A jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, co może być czterem panienkom niezbędne na Mazurach, niech też pisze.


  • kostiumy

  • karty do gry / myslałam też o Jendze, jakby Gosława przywiozła, opcjonalnie

  • aparat fotograficzny

  • druciane kółeczko?? nie mogę odczytać, to Marta pisała. A, dmuchane!

  • badminton - ale kto?

  • muza głośniki ♫

  • fiprex o_O stoperan, leki, nici, opatrunki, kroplówka z glukozą??

  • rękawiczki gumowe do chowania zwłok

  • "od pana Andrzeja/ Kasi"

  • PROSTOWNICA

  • papier toaletowy

  • ręczniki plażowe

  • gromnice....?

  • od komarów

  • maszynka do fajków

  • opiekacz do kanapek

  • naczynia dla każdego, płyn do zmywania, ściereczka

poniedziałek, 13 czerwca 2011

A posteriori - druga rocznica

Parę rzeczy domaga się klaryfikacji. Mimo może i negatywnego zabarwienia moich ostatnich notek, bardzo kocham Cyryla i to się nie zmianiło. Tymniemniej, przez 2 lata naszego związku pewne rzeczy wyewoluowały. I tak nie jestem zapatrzona już jak cielę, widzę jego wadki i wady. Choć niektórych może to zdziwi, nie mam ochoty na figle na jeży czy kamieniu, ani nawet już w krzakach, na szafce etc. Proszę więc pochylić głowę nad Cyrylem, który jest młodszy i ma ochotę :P

Co do narzekania na lokum - narzekam, bo jestem z Polski. Oczywiście bardzo się cieszę że w ogóle moge do niego wpadać, ale: dajcie kurze grzędę, jeszcze wyżej siędę.

W rocznicę Cyryl się spóźnił, przynosząc ze sobą kwiecie jak z wiejskiego wesela i poszliśmy na Kopę Cwila na Ewę Farnę. Po powrocie otworzyliśmy lichego ruskiego szampana, który pochodził chyba z Lichenia, ale i tak było sympatycznie. Gdyby nie to, że gdzieś była imprezka i dum-dum-dum do białego rana. A rodzina raczyła mnie poinformować że w niedzielę nie wracają, to i Cyryl do poniedziałku (czyli dziś ) został. Znowu się nie wyspał, bo od 7:30 rano zrywali terakotę z balkonów:P i się wkurzył.

Dzisiaj byłam też na rozmowie w sprawie praktyk w Zachęcie, wydaje mi się że zrobiłam dobre wrażenie, byłam zainteresowana, kompetentna etc. Tylko niepotrzebnie się wygadałam że sztuka współczesna nie jest moim hobby i że ostatni raz w Zachęcie byłam 1,5 roku temu - ale co miałam powiedzieć jak pytali :P W sumie też pierwsze moje wrażenie jak weszłam do tej częsci biurowej było raczej negatywne, a kobietki które ze mną rozmawiały: jedna taka ciepła klucha uśmiechnięta w kucyku i okularkach, druga starsza, bardziej żylasta i do rzeczy.

środa, 1 czerwca 2011

Dzień Dziecka

xCóż, wyjazd do Zakopanego był - fajny, odświeżający, potrzebny - i się skończył bardzo szybko, bo i krótki był. Tu już sesja, a na SGGW Ursynalia, słychać muzykę aż u mnie. Podjęłam decyzję, postanowiłam że w lato bedę chodzić tylko w szortach i spódnicach/sukienkach. Przyda się moja kolekcja damskich fatałaszków z Orsaya głównie ;) Nie bez powodu mam tam kartę stałego klienta, Thank God I'm a woman. Wszystkie te kwiatuszki, koronki bardzo lubię, a Iwo ma sukienki nie tylko że za małe, to jeszcze z Croppa czy h&m (po jednaj z każdego) w dziwne, mało romantyczne mazaje.
W poniedziałek kupiłam wymarzone buty, a we wtorek musiałam je oddać, bo były za duże i spadały. Ale wcześniej poczyniłam w nich autorskie poprawki krawieckie żeby ściągnąć paski... szczęśliwie przy zwrocie patrzyli na podeszwy, nie szukali obcych nitek ;) wiec zamiast uczyć sie do testu z rosyjskiego, to jeździłam do GalMoku. A jak już jechałam na ten test i wyciągałam z torby materiały do nauki, to autobusem mijaliśmy: http://www.tvnwarszawa.pl/ulice,news,ursynow-skuterem-w-latarnie,219022.html . Nie tylko rozbity skuter i odłamki szkła ale nieprzytomnego chłopaka leżącego na ulicy, głowa w kałuży krwi, jak szmaciana lalka... to tak mnie zamurowało, że dopiero po jakimś czasie doszłam do siebie. Zaskakujące było że w autobusie niektórzy to zauważyli, głosy : O Boże! a inni - nic nie widzieli, dla nich nic się nie stało. Wtedy nie wiedziałam czy żyje, czy nie, czy go potrącił samochód. Brrr, niebezpieczne to życie, aż dzwoniłam do Cyryla żeby on nie jeździł na skuterze ani nie zbliżał się do latarni. Ostatnio śnił mi się ślub z Cyrylem, wszystko oczywiście na spontanie, bez pompy, sukienki białej czy nawet obrączek, ale i tak byłam zachwycona z bycia panią Timoszenko.
Ostatnio jadłam u niego w domu obiad (szczęśliwie nie frutti di mare!) i chciałam jakoś zacząć konwersację od tego że Cyryl to zawsze je chleb do kartofli. Dla mnie to dziwne, w Polsce tak się nie je, to nie Syberia żeby tyle kalorii wcinać. Na co jego matka wydała się zdegustowana moją niewyrozumiałością, że w Polsce -foch- to nawet do zupy chleba nie podają. Ja: no je się zupę z chlebem... Na co ona że w restauracji trzeba poprosić. Ugryzłam się w język ze ja nie jem zupy w restauracji. No ale nie będę tu moich żali wylewać,bądź co bądź internet publiczny jest.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...