niedziela, 5 października 2014

Zielony listek i prawo jazdy

Dziś czas na notkę, o której już dawno myślałam, a tematem jej będzie prawo jazdy kategorii B.
Wiek 27 to dosyć późno na zdobywanie takiego dokumentu. Zawsze się broniłam przed tym: ja nie potrzebuję, nie chcę, a powodem naprawdę był strach. Bałam się tego wyzwania, długiego kursu, trudności i na koniec egzaminu.
Więc pierwszym krokiem było podniesienie rękawicy. W tym czasie moja siostra była w trakcie swojego wieloletniego procesu aplikacji na kierowcę ;) co też mnie raczej nie zachęcało. Opowiadała o głupich instruktorach, porażkach na egzaminie... Akurat skończył się rok szkolny i tym samym moja praca lektora, akurat masa czasu na takie przedsięwzięcie (które cały czas jednak wisiało nade mną - każdy ma prawko, trzeba to zrobić, nie ma co się wykręcać, to jednak się przydaje) i za pomocą tabelki decyzyjnej:

 co się stanie gdy pójdę na kurs     | co się nie stanie jak pójdę
mogę go zdać i jeździć autem             nie będę miała wyrzutów że nie próbowałam

co się stanie jak nie pójdę              | co się nie stanie jak nie pójdę
nadal nie będę miała prawka i            nie wydam kasy i nie będę się stresować
nie będę jeździć i będę życiowym                      
   looserem

Więc wybrałam szkołę na Gocławiu (lepsza gorsza, ważne że wydali papiery, choć potem się zamknęli gdy mi zostały jeszcze 4 lekcje :P) Uczyłam się, zdałam teorię wewnętrzną od razu, potem... jakoś się to zatrzymało, nie mogłam się zebrać jechać na Odlewniczą. Gdy przeprowadziliśmy się na Ursynów akurat szybko moja siostra zdała egzamin za czwartym razem. Więc spięłam się, zadzwoniłam do jej instruktora, pana Irka i wio na jazdy. Była zima, śnieg, ciemno. szło mi tragicznie! Kiedy oznajmił mi, po wielu lekcjach, że słabo i dużo trzeba ćwiczyć - wróciłam do domu z płaczem i poddałam się. Do wiosny gdy będzie ciepło, choć miałam już termin egzaminu, a teorię też zdałam. Przełożyłam na później. A potem wiosna, Święta, wyjazd do Włoch ii nagle zostało mało czasu do wygaśnięcia ważności teorii! Więc szybko szybko jazdy i egzamin! 8 rano sobota. Egzamin nie zdany, bo ze stresu - stres był straszny - wyjechałam z łuku, choć na jazdach było perfekcyjnie. Drugi termin, znowu jazdy i łuk perfekt, górka za drugim podejściem i wio na miasto! W kiepskim stylu, egzaminator płakał prawie ale z litości zaliczył!

I zaczął się drugi etap, który trwa do dziś, czyli Zielony Listek. Jazda Lanosem po wsi w kółko. Po Ursynowie, też w kółko. Nie miałam jak ćwiczyć i czym jeździć. Wtedy Cyryl też zdał egzamin wreszcie, zmobilizowany moim sukcesem. I mógł zabrać mamusi samochód.
Skoro nie miał jeszcze plastiku, samochód musiałam prowadzić ja. Z Pragi na Ursynów kierowca zielony jak ja, doświadczenie zero... ale dojechałam! Ledwo, przerażona ale dałam radę.
Od tego czasu czasem jeżdzę, ale raczej nie sama - sama tylko do pracy, dalej się boję. Inne trasy z Cyrylem.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...