niedziela, 14 grudnia 2014

Mininalizm po mojemu

Święta się zbliżają, prezenty czas kupować - może zamiast głupot, uczucia podarować?

Kupić coś trzeba, czasem już nie ważne co, tylko COKOLWIEK. Durnostoje, kosmetyki bazarowe, prezent przechodni, albo kasa - co jest już najsensowniejszym rozwiązaniem. Zainteresowała mnie książka o Minimalizmie po polsku , chciałam dostać na urodziny- co jest już przeciwieństwem treści tej książki. Ma promować prostotę i posiadanie małej ilości rzeczy, a nie kolejnej książki ;) Miałam urodziny wiele razy, i sama wiele razy kupowałam prezenty, dlatego wiem jak to wygląda. Kupić coś :P W najlepszym wypadku kończy się na alkoholu lub czekoladkach. najgorzej - na czymś czego nikt by nie chciał, nie użyje, nie założy i tylko zajmie miejsce w szafie lub raczej pod łóżkiem. Dlatego większość prezentów to zwykły nonsens, kupiony tylko BO TRZEBA ta dam! Trzeba robić listę, a nie czaić się a potem żałować. Jakieś beznadziejne filiżanki z wigilii pracowej, które gdzieś tak skutecznie schowałam że nie chuchu nie wiem gdzie są. Ciuchy, w których nie chodzę a szczyt szczytów to gunwo stare co komuś zbywa, np stary aparat na kliszę od kuzynki, który nam ofiarowała gdy już wchodziły cyfrówki :/

A teraz jest kacowa niedziela, jestem zła jak osa, u sąsiadów łupie muzyka, u drugich bachor ryczy i zaraz mnie coś trafi. Jutro do pracy znów odwalać robotę za dwie osoby, bo jedna na zwolnieniu jest bo ma alergię ... 2 tygodnie na syfy na gębie?? Tez mam alergię i ŁZS na twarzy i jakoś chodzę do pracy. Melisa się skończyła, ale znalazłam resztkę kropli walerianowych w łazience.

Notkę dedykuję wszystkim, którzy przyczynili się do zmiany starej nudnej Werki w nie wiem co, czego sama się boję.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Wybory

Odniosłam ostatnio wrażenie, że dorosłe życie jest pasmem nieprzerwanych wyborów. Nie mówię tu o pozornych wyborach ( iść na zielonym czy czerwonym? wstać rano do pracy? oddychać czy nie?) ani wyborach politycznych, bo to inny temat. Jak w takich książeczkach, gdzie każdy wybór wersji zakończenia odsyłał nas do innego rozdziału. Tylko że tam było tylko jedno zakończenie koniec końców i w końcu musiałeś na to wpaść. A w życiu każda decyzja pcha na inne tory. 
No więc moje "poważne" wybory tego tygodnia: iść na piwo czy do kina? Co bym nie wybrała, kogoś zawiodę odmową. Jechać na weekend do lasu czy na koncert, o którym zapomniałam (ale bilet już kupiony!) Decyzje jakieś podjęłam, żadna chyba nie skierowała mojego życia na inne tory - ale może uchroniły mnie przed jakąś losową katastrofą?

 Np. dziś podjęłam decyzję kupić ten  Krem Nivea Sensitive a tu recenzje takie słabe :( Oczywiście kupiłam na dzień i na noc kombo. mam nadzieję że mi twarzy nie zepsuje. Gdzie krem Alterra z dziką różą?

Zanabyłam drogą kupna też eyeliner. Akurat pędzelek kiepski, to sobie zamieniłam na fajny z starego eyelinera Catrice.Niestety, tak samo jak lubię eyelinery, to budowa mojej powieki tego nie ułatwia, i problemy z wrażliwym okiem powodują łzawienie i rozmazuje się.
Lakier Astor , jeden z moich ulubionych . To nowy kolor  akurat z lewej, a z prawej stary, w Rossmannie promocja 2za1 i mogłam kupić oba prawie identyczne.  Dobrze się maluje, trwały - na moich beznadziejnych paznokciach w miarę. ładne kolory, dobrze napigmentowany. Polecam.

Z ulubieńców nie-kosmetycznych: Sok bezpośredni Słoneczna Tłocznia . Wiele smaków, samo zdrowie, łatwo się nalewa. Również polecam. 



niedziela, 5 października 2014

Zielony listek i prawo jazdy

Dziś czas na notkę, o której już dawno myślałam, a tematem jej będzie prawo jazdy kategorii B.
Wiek 27 to dosyć późno na zdobywanie takiego dokumentu. Zawsze się broniłam przed tym: ja nie potrzebuję, nie chcę, a powodem naprawdę był strach. Bałam się tego wyzwania, długiego kursu, trudności i na koniec egzaminu.
Więc pierwszym krokiem było podniesienie rękawicy. W tym czasie moja siostra była w trakcie swojego wieloletniego procesu aplikacji na kierowcę ;) co też mnie raczej nie zachęcało. Opowiadała o głupich instruktorach, porażkach na egzaminie... Akurat skończył się rok szkolny i tym samym moja praca lektora, akurat masa czasu na takie przedsięwzięcie (które cały czas jednak wisiało nade mną - każdy ma prawko, trzeba to zrobić, nie ma co się wykręcać, to jednak się przydaje) i za pomocą tabelki decyzyjnej:

 co się stanie gdy pójdę na kurs     | co się nie stanie jak pójdę
mogę go zdać i jeździć autem             nie będę miała wyrzutów że nie próbowałam

co się stanie jak nie pójdę              | co się nie stanie jak nie pójdę
nadal nie będę miała prawka i            nie wydam kasy i nie będę się stresować
nie będę jeździć i będę życiowym                      
   looserem

Więc wybrałam szkołę na Gocławiu (lepsza gorsza, ważne że wydali papiery, choć potem się zamknęli gdy mi zostały jeszcze 4 lekcje :P) Uczyłam się, zdałam teorię wewnętrzną od razu, potem... jakoś się to zatrzymało, nie mogłam się zebrać jechać na Odlewniczą. Gdy przeprowadziliśmy się na Ursynów akurat szybko moja siostra zdała egzamin za czwartym razem. Więc spięłam się, zadzwoniłam do jej instruktora, pana Irka i wio na jazdy. Była zima, śnieg, ciemno. szło mi tragicznie! Kiedy oznajmił mi, po wielu lekcjach, że słabo i dużo trzeba ćwiczyć - wróciłam do domu z płaczem i poddałam się. Do wiosny gdy będzie ciepło, choć miałam już termin egzaminu, a teorię też zdałam. Przełożyłam na później. A potem wiosna, Święta, wyjazd do Włoch ii nagle zostało mało czasu do wygaśnięcia ważności teorii! Więc szybko szybko jazdy i egzamin! 8 rano sobota. Egzamin nie zdany, bo ze stresu - stres był straszny - wyjechałam z łuku, choć na jazdach było perfekcyjnie. Drugi termin, znowu jazdy i łuk perfekt, górka za drugim podejściem i wio na miasto! W kiepskim stylu, egzaminator płakał prawie ale z litości zaliczył!

I zaczął się drugi etap, który trwa do dziś, czyli Zielony Listek. Jazda Lanosem po wsi w kółko. Po Ursynowie, też w kółko. Nie miałam jak ćwiczyć i czym jeździć. Wtedy Cyryl też zdał egzamin wreszcie, zmobilizowany moim sukcesem. I mógł zabrać mamusi samochód.
Skoro nie miał jeszcze plastiku, samochód musiałam prowadzić ja. Z Pragi na Ursynów kierowca zielony jak ja, doświadczenie zero... ale dojechałam! Ledwo, przerażona ale dałam radę.
Od tego czasu czasem jeżdzę, ale raczej nie sama - sama tylko do pracy, dalej się boję. Inne trasy z Cyrylem.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Nad jeziora do trzech razy sztuka

Dopiero co wróciłam z wyjazdu, kolejnego w tym roku, nad jeziora.
Co było gorszego w tym wyjeździe? Warunki sanitarne syf kiła i mogiła. Pogoda pod psem i kotem. Malutki ciasny namiot.

No to czemu to był najlepszy wyjazd tych wakacji? Ludzie :) I w tym miejscu dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego wyjazdu. Choć padało i kąpaliśmy się tylko dwa razy ... a nie, trzy, jeśli liczymy pływanie na waleta o północy :D Wahałam się, ale w końcu się skusiłam! Rozebrałam się w tempie błyskawicznym, od którego szybsze było tylko tempo ubierania, bo jednak wiało i było zimno w ciuchach nawet :D
Jezioro Świętajno jest najpiękniejszym nad którym byłam, a przede wszystkim jest czyste jak łza. Nie ma na nim żaglówek, bo nie łączy się z żadnym, co wyklucza dwa powody syfów. Jest płytkie przy brzegu, 100 metrów wgłąb i woda do pasa. I nadal widać swoje palce u nóg dokładnie jak w basenie czy w wannie.
Kemping w lesie na górce, jedyny minus to bliskość sławojki, z której zalatywało tzw. "heavy metalem", ale chociaż było blisko się odlać.
Kolega Zbysław zadobył drogą kupna altankę, taką jak na bazarze sprzedają rajstopy w. Chroniła nas przed deszczami i burzami. Innymi must have na biwaku są: stolik, krzesełka / lub chociaż pustaki, mokre chusteczki, taśma życia, butla gazowa i palnik, kurtka przeciwdeszczowa oraz samochód, gdzie trzyma się wszystko, gdy namiot za mały :D a i latarka czy lampka i koc piknikowy wielofunkcyjny. Można usiąść na trawie lub jak na poduszce na pustaku ;>
Nie będę ukrywać że piliśmy sporo, głównie piwo i Soplice smakowe (pigwa, śliwka, orzech laskowy the best i wiśnia i lubelska cytrynówka). Ja piłam po pół kielonka, ale kolega nie był taki sprytny, co przepłacił zatruciem alkoholowym ostatniego dnia. I musieliśmy jechać do Szczytna, gdzie WSPol, na komendę dmuchać. I ja musiałam prowadzić :O

czwartek, 7 sierpnia 2014

Lato bez radia

1. Nowego postu o Milci nie będzie, bo nie mam żadnych nowych informacji na jej temat. Czy ogólnie wpis o niej? To nie mój pies, sama bloga załóż o przygodach Milki i Indiana Wąsa.
2. Długi przestój spowodowany był komentarzami hejtera... trochę obrzydziło mi to dzielenie się z kimś swoimi wypocinami. Czemu ktoś anonimowo mi pluje do kapci, szykanuje potwarzami, wyjętymi ze swojego rynsztoku na dodatek. Nie wiem czy to ktoś obcy, czy znajomy - wtedy może byłoby to łatwiej znieść. Jeśli to po prostu takie małe szpilki od kolegi to niech już będzie, ale jeśli jakaś zmora z przeszłości się ujawniła? Jakiś człowieczek, o którym wolę zapomnieć że poznałam, bo to wstyd? :P
3. Wyjazd na wakacje opisała Iwona na swoim blogu. Nic dodać nic ująć.
4. Szykuje się kolejny wyjazd, dożynki wakacji. Pod namiot nad jezioro Narty. Strasznie się napaliłam głównie ze względu na myśl "O fuk, pewnie nie dostanę urlopu!! Die bitch!!", ale urlop 1 dzień otrzymałam. Teraz martwię się o logistykę. Jak to będzie pod namiotem, jak z transportem (prawo jazdy to za mało by gdzieś dojechać) i jak z pogodą, co w sumie najważniejsze i nie mamy na to wpływu.
Życie życie jest nowelą.
Już rok prawie w przedszkolu mi mija. Tak to już się porobiło :) i kot Miętus już rok z nami. Ale inne mieszkanie.

A tak było jak się poznaliśmy. Nie była to miłość łatwa miła i przyjemna od początku, oj nie.




Moje typy na lato.
1. Płetwy do pływania! Z płetwami nawet takie beztalęcie może poczuć co to swobodne pływanie na środku jeziora. (schodząc z roweru wodnego ofkors)
2. Koc do plażowania z Netto w Ostródzie. O swoim niedoszłym kocu z allegro Iwona chyba też pisała.
3. Tangle Teezer, który z łatwością rozplącze zmoczone jeziorną wodą włosy.
4. Piwo Czarny Kot na przykład. Lub inne ^^ każde piwo na upały jest dobre, ale w rozsądnej ilości, np. jedna szklanka dziennie. Szklanka, nie kufel.
5. Koktajl z mrożonych owoców, świetnie chłodzi.
6. Vichy Captital Soleil i Eveline z Argan Oil.
7. Grillowany lub smażony pstrąg.
8. Gra Subway Surfer.
9. Książki V.Roth trylogia Niezgodna, H. Murakami 1Q84-też trylogia!, E. Giffin Ten Jedyny.
10. Piosenki -Indila Dermiere Danse, Let It go :D Hera koka hasz LSD!

wtorek, 8 lipca 2014

Wakacyjne CZŚ

Centrum Zarządzania Światem według Weroniki. Nasz pokój jest w lekko staro-pierduńskim klimacie, mały kredensik? Jak nazwać ten mebel? Dwa fotele, stolik, łoże z za wąską kołdrą - ratuje nas tylko mój koc niby plażowy, pod którym ja śpię. Trochę w piachu, no cóż, nie dali dwóch kołderek to ich wina. W łazience wszystko co potrzeba i nic poza, ciuchy leżą na siatce na podłodze.
Oprócz wielkiego madness pod ścianą, mamy tu mnóstwo potrzebnych i pomysłowych rzeczy, jak moja suszarka prania na kablu od telewizora ^^.
Patrząc od lewej: gazeta Claudia must have wakacyjny, jako gazeta a nie Claudia akurat. Lubię Claudię bo jest sporo lekkiego do poczytania. Oczywicie wolę Skarb z Rossmanna ale nie było >.<
Etui na laptopa mojego niebieskiego. Owsianka instant. Okulary słonaczne, siata z Ikei z lekami i herbatą i sztućcami. Kosmetyki: krem do rąk i zarazem wszystkiego, psik psik na komary, mini zmywacz i dezodoranty.
Różne produkty żywieniowe jak ser, chleb, mały soczek z Polskiego Busa (w podróży poczęstowano nas drożdżówką, soczkiem, lodami z herbatnikami! za free!) kawa, śmietanka, cukier.
Tacka po serze w roli talerza. Zestaw e-papierosowy Cyryla. Oprócz sztućców mam swoją kubko miseczkę żółtą, akurat na zupkę lub owsiankę, oraz kubek termiczny. Bardzo dobrze że to zabraliśmy, bo tutaj się o coś doprosić...


piątek, 4 lipca 2014

Lato z Wredoniką

Nadszedł długo wyczekiwany urlop. Nawet szybciej niż miał, bo w wyniku małej frekwancji dzieci w przedszkorpo odesłano nas na urlopy z nadgodzin. Pozałatwiałam swoje sprawy, posprzątałam, jeżdzilam samochodem po Ursynowie (z sercem w przełyku), naprawiłam zepsutą spłuczkę (tzn kupiłam część, którą spuściłam z prądem), dodzwoniłam się do lekarza, zaniosłam blender do naprawy i zrobiłam jakieś zakupy. No i pizzę kupiłam :) Odwiedziłam swojego lekarza w hospitalu Bielańskim oraz zrobiłam profilaktyczną cytologię na Ursynowie. Przynajmniej w tym Centrum Profilaktyki babka nie pobiera wymazu jak resztek majonezu ze słoika. Uprałam rzeczy na last minute, odwiedziłam babcię swojego ex... może to bez sensu, ale babcia, w przeciwieństwie do ex, jest ok :)

Jutro czas do Ostródy. Jestem przerażona. Po pierwsze, niby zarezerwowałam miejsce, ale koleś nie żądał zaliczki. Fajnie, ale jaką mam pewność, że jest rezerwacja zrobiona? Z O.W. Wodnik wysyłali kopię umowy do podpisu, a tu nic. Dzwoniłam 2 tygodnie temu, potwierdzałam, mam dzwonić w dniu przyjazdu i podać godzinę. Dzwoniłam dziś, i nie dodzwoniłam się :/ napisałam maila też. Więc nie wiem w sumie na czym stoję. Co mam zrobić, gdy się jutro nie dodzwonię?
Jechać w ciemno? Narażać się na stres, niepotrzebną podróż, zmęczyć   się jak dziki osioł na nic?   Bo jesteśmy tacy udani , że na pewno byśmy nic nowego na miejscu nie znaleźli. A jak nie pojedziemy - tracimy bilety, ale możemy znaleźć coś pewniejszego, co na dodatek nie jest 2 kilometry od plaży... (za późno, tzn wczoraj sprawdziłam to - do jeziora blisko, ale do plaży miejskiej prawie 2 km).
A już napakowałam wszystko, czyli:

  • nóż widelec łyżkę kubkomiskę       
  • pastę do zębów, szczotkę
  • krem z filtrem Vichy 50
  • podkład
  • tusz i Eyebrow artist i Cienie i pędzelek
  •  Szampon Bambino przelany, żel przelany, odżywkę przelaną w pojemnik na mocz (hmm, mam też pojemnik na ...)
  • niezbędnik okresowy- you never know kiedy cię zaatakuje, na 100% na wakacjach
  • Urofuragin - bo też you never know
  • żel antybakteryjny z TBS
  • Waciki i płyn do makijażu przelany (dwufazowy, jak przelać obie fazy? Ale się udało)
  • Stopery! Stoperan też
  • Kremy różne
  • KOSTIUM
  • japonki sandały
  • parasol, chustka
  • reszta to zwykłe ciuchy

niedziela, 29 czerwca 2014

Życie jest małą ściemniarą

Blog jest mieczem obosiecznym. Kto blogiem wojuje, ten od bloga ginie. Blog za dobro wynagradza, a za zło karze.
Swięte słowa! Dlatego też blog nadaje się do opisu zakupów, fryzur, ciuchów, podróży, muzyki, gotowania... a nie do osób rzeczywiście istniejących, pracy i stosunków wewnątrz niej.
Bardzo fajny polski heavy metal. czasem trzeba sobie przypomnieć stare dzieje, ale na festiwal to trzeba by mnie wołami ciągnąć. Pod namiot? Bez wygód? Tylko piwo żłopać? Nie.

Jak inne dwie znane blogerki mogę opisać swoje przygody z prawem jazdy, które już posiadam. Zdecydowałam się na to w czasie bezrobotnych zeszłych wakacji. Wybrałam kurs w dogodnej lokalizacji i terminie, opłaciłam. Byłam raz na zajęciach, potem jednych w następny weekend nie było, kolejne były ale materiał się powtarzał bo kursy się nakładały i byli ludzie, którzy zaczynali. W sumie miałam ze 12 godzin teorii zamiast 30? A to też były przaśne opowieści typu: Jedzie taki dresiarz kur* lewym pasem z lalunią i drogę mi zajeźdza, więc uważać na VW...I zaczełam jazdy z panią Elą. Pani była miła, tylko że często gadałyśmy o kotach a ja jechałam byle jak. Robiłam głupoty czasem np. jechałam na czołowe zupełnie beztrosko.  Zdałam u nich wewnętrzny teoretyczny. Ale na ostatnie jazdy zmienił się instruktor na szefa całego interesu i nauczyciela teorii. Objechaliśmy Warszawę też byle jak, aby zleciało, a 4 ostatnie godziny miałam tuż przed egzaminem wyjeździć, ale podpisałam już całość i oddali papiery. Gdy jakoś pod koniec roku zaczęłam bardziej energicznie działać (bo Iwo, zmotywowana moimi postępami, zdała) okazało się że szkoły już nie ma, a telefon nie odbiera. Jeżdziłam wiec z polecanym instruktorem, zdałam teorię, zapisałam się na praktykę. Ale na którejś z lekcji z panem Irkiem, ten stwierdził ze idzie mi beznadziejnie czy fatalnie i duużo pracy. Wróciłam do domu, spłakałam się jak bóbr, że się nie nadaję, to nie dla mnie. Jazda w zimę, po ciemku to dla kandydata na kierowcę istny koszmar. Na jazdy jeździłam przerażona  iporuszałam się samochodem po omacku. Obiecałam sobie że powrócę po zmianie czasu. Akurat wtedy były święta zaraz, nasz wyjazd do Włoch, przesunęło się na maj. Gdy jest ciepło i jasno to zupełnie inna sprawa! Wszystko widzę, nie oślepia mnie nic.
Pierwszy egzamin oblałam na łuku. Byłam zestrachana, najpierw nie mogłam ruszyć za pierwszym razem, ale przejachałam dobrze. Za drugim razem wyjechałam za linię.
Drugi egzamin, jak i pierwszy, był o 8 rano w sobotę. Miałam problem ze wskazaniem długich świateł, tylko dzięki podpowiedziom egzaminatora się udało. łuk perfekt, górka za drugim razem. Miasto w fatalnym stylu, manewry zawracania zwłaszcza. Ale bez głupich błędów. W czasie egzaminu po prostu jechałam tak jak miałam, nie było żadnych trudnych rzeczy jak zawracanie na dużym rondzie z tramwajem, tylko jazda prosto. Skrętu w lewo na dużej ulicy też nie było. Wróciłam do ośrodka: Pozytywny, ale te Pani manewry to wstyd tak pod blokiem parkować :P
Od tego czasu jeździłam Lanosem po wsi. Dziś 20 km, w tym po drodze krajowej ;) i ruszanie pod górkę.

niedziela, 15 czerwca 2014

Jak wydać nadmiar gotówki

Po pierwsze, można z lenistwa wracać z imprez taksówkami ^^ można zamawiać żarcie na telefon gdy w Zielone Świątki sklepy zamknięte.
Można też iść do Rossmanna lub Superpharmy.
W pierwszym sklepie poza herbatą i tamponami kupiłam swój ulubiony ostatnio tusz do rzęs. Od roku zmagam się z łzawieniem oka, zwłaszcza jak jest suche powietrze, wiatr, słońce. Kosmetyki wodoodporne stały się koniecznością, więc ukochany Masterpiece Maxfactora został tylko na  specjalne okazje. Wybrałam Rocket Volume (tak się nazywa?) Maybellina i jestem zadowolona. Opakowanie ładne, długo zachowuje świeżość i nie rozmazuje się. Troszkę się odbija jak przyśpię w pracy w kącie (czasem tracę wątek, gdy w słuchowisku Śpiąca Królewna kłuje się wrzecionem, a odzyskuję go gdy już się budzi).
Stary eyeliner z Catrice nie jest już takim must have: z oka łzawiącego czasem schodził całymi płatami, a z drugiego nie mogłam zetrzeć bez płynu do demakijażu. Z płynem do demakijażu też miałam przygody, bo Płyn Micelarny miał zmywać wodoodporne tusze. Tarłam i tarłam i nic! Oko już piecze, łzy lecą, zmyć trzeba jakoś, jechałam na rowerze do Tesco Gocław do Natury po ratunek prawie ślepa :P
To historia sprzed roku, teraz na próbę płyn L'Oreala a nie Ziai.
Krem pod oczy poprzedni miałam Eveline, ten na próbę na zimne okłady z rana z lodówki. Nie lubię podkówek pod oczami, mam korektor L'Oreala ale może inny byłby lepszy? Letni żel pod prysznic Mały Marsylczyk Cytryna i Mandarynka. Tego Modżajto nie było w Rossmannie :(
Zapomniałam o balsamie Isany z mocznikiem najlepszym na świecie, kupię następnym razem - razem z milionem innych rzeczy. Po wizycie w Rossmannie w środę zostało mi trochę dukatów i musiałam iść dziś do Superpharmy!
Krem Capital Soleil ma zapewnić mi młodość jak i Iwonie - opalenizna jest niemodna, postarza, kojarzy mi się z dresiarami z Pragi. I osobami bez smaku trochę jednak.
Iwostin Rosacin poleciła dermatolog. Najpierw w aptece kupiłam Capilin na naczynka, bo taki problem mi znalazła a zapisała Rosacin na trądzik różowaty o_O więc sie zdziwiłam i wybrałam krem do cery naczynkowej na dzień z SPF 20. Teraz dokupiłam Capilin na noc :D
Ten Men dla Cyryla, on niech ocenia.
Szminka jak szminka, poprzednią zjadł pies Lucky. Ciekawe czy kupa była różowa?
Color tattoo w odcieniu Permanent Taupe do brwi. Wiele osób z makijażu o brwiach zapomina zupełnie co uważam za duży błąd, bo nie tylko rzęsy wymalowane to oprawa oka. Gdy brwi są za jasne, twarz traci na wyrazistości. Lubię Eyebrow Artist Eveline, nowy cień na razie trudno mi sie nakłada ale będę ćwiczyć skośnym pędzelkiem.
Zorientowałam się że posiadam aktualnie 4 roll-ony dezodoranty - Garnier który używam, Crystal na lato po prysznicu (inaczej nie zadziała, musi być na czystą skórę pod świeże ubranie), stary Nivea (muszę wykończyć) i Rexona do noszenia przy sobie.

poniedziałek, 19 maja 2014

Dzyń dzyń

Znajomi wiedzą, że zajmowałam się robieniem biżutrii biżuterii od dawna. Kolczyki ładne, mniej udane, naszyjniki, bransoletki robiłam, czasem sprzedawałam nawet (jakoś pozbyłam się tych wszystkich par które zrobiłam). A jaka jest w tym ironia losu? Że nie noszę kolczyków sama! Jakoś w 2005 wyjęłam kolczyki na dwa tygodnie, i później już nie byłam w stanie ich założyć. Co za porażka! Akurat gdy sama je robiłam, i sklepy z tanią biżuterią jak Bijou Brigitte, Sixx, Diva, I am stały się popularne jak grzyby po deszczu. Jakoś przełknełam tą pigułkę, choć było mi żal, widząc te cudeńka z sówkami i kotkami.





I zupełnie przez przypadek drapiąc się po płatku uszu jakby pękła mi jakaś gulka w nim. I wiedziona przeczuciem złapałam jakąś tępą szpilkę - i bum! przeszła na wylot ;) Potem udało mi się założyć kolczyk na jedno ucho, z drugim było gorzej, już myślałam ze będę musiała ja przebijać jakoś, ale w końcu się udało. Trochę bolało to prawe ucho też, ale smarowałam maścią z antybiotykiem i przeszło.
Zebrałam wszystkie swoje pozostałe kolczyki z domu. Musztardowo-fioletowe, zielono-przejrzyste, biało-niebieskie, zielone, różowe. Zrobiłam sobie fioletowe ze srebrną kulką oraz z listkami. Większość wiszące, w tym samym stylu. Jestem zachwycona faktem noszenia kolczyków, co prawda nikt mnie nie chwalił, poza Cyrylem. Przeszukałam swój kuferek i mam mnóstwo różnych materiałów, nawet bez dokupowania niczego nowego. Och czuję się w swoim żywiole składając kolczyczki. W ogóle jestem niezwykle kreatywną osobą, i kolczyki robię, i kartki świąteczne i rysuję, piekę, gotuję, cud miód. W pracy jestem koordynatorem ogródka :P Dziś godzinę pieliłam.

niedziela, 11 maja 2014

Cuccina Italiana

Pierwsza zjedzona we Włoszech rzecz: kanapki zrobione przez Andrea w Punto gnającym po ulicach nocnego Mediolanu, popijane herbatą z termosu (jak się nie zalać jadąc po kocich łbach??). Nie będę wymieniać śniadań, które niczym się nie różniły od polskich.
Następny obiad w domu, makaron z sosem pomidorowym i grzybami, na drugie (??) kurczak i sałatka.
Ciekawszą pozycją była kolacja w dzielnicy Nervi, willowej, cichej i spokojnej. Knajpka jak przewodniki polecają - wystrój nie jest najważniejszy, ale uznanie miejscowych. Mała salka, zwykłe stoliki, na nich szklanki dnem do góry, co widać jest Italian style. Paczuszki z grissini na poczekanie, bo trochę się zeszło zanim a) Włoch pokonwersował z kelnerem, co dla moich uszu było jak krzyki mew- tyle samo zrozumiałam, więc było to dość śmieszne, b) ustaliliśmy że my nie mamy pojęcia co jest w menu i zdajemy się na wybór Włocha, c) ugotują te dziwaczne rzeczy, które wcześniej widzieliśmy w Akwarium. Najpierw jedliśmy foccacię z serem, co przypomniało mi domowe naleśniki :P Spróbowaliśmy ośmiornicy z pietruszką i czosnkiem, okonia morskiego, kalmarów, krewetek i łososia. Vino bianco do tego. Na deser pojechaliśmy oglądać panoramę Genui z góry i jedliśmy jakiś mrożony deser w kubeczku.
Więcej na mieście nie jadaliśmy :P ale odbijemy sobie to idąc do Trattoria Rucola! Jadaliśmy za to włoskie jedzenie made by mamma Luba :P smażony okoń morski, zapiekane bakłażany, cukinie z serkiem (cukinie innego gatunku niż w PL, małe i jasnozielone, sprzedawane z kwiatami) i małże. Po raz pierwszy w życiu (no, może drugi) jadłam małże, ale nie odmieniło to mojego życia - dużo roboty a smak nie jest wyjątkowy. Bardziej właśnie sposób wydobywania ich z muszli - jak duże pistacje :P
Smaczne były ciasteczka cantuccini, najpiere pieczone w formie rogalików, krojone na plasterki i pieczone ponownie. Mamma Luba mówiła że w Polsce nie do dostania. Jednak w rzeczywistości kupiłam w Delikatesach za ulicą. Tak samo grissini, tyle że najlepszych z orzechami w Delikatesach nie ma. No i nie są świeżutkie.


Niestety po super wycieczce do Portofino w domu dostaliśmy zupę. Była paskudna, z grzankami z chleba tostowego, które rozpuściły się z sekundę w gorące kluchy, z kartoflami, których nie jem, kaszą, mrożonką i ugotowanymi kawałkami boczku. I grzybami, a całość przejrzysta jak Morze Liguryjskie :/.
Byliśmy na rodzinnej grilliacie, wydaje mi się jednak że grill nie został wyniesiony do rangi sztuki jak w Polsce. Mięso zwykłe, jakieś kiszki z mielonym, pikantne kiełbaski, szaszłyki. I clue wieczoru - grillowane parówki. Do tego żadnej sałatki :/ Ale muszę przyznać że Włosi mają o wiele lepszą kulturę picia alkoholu - zamiast kraty piwa parę butelek, rozlewanych po szklaneczce. Po kieliszku wina musującego i każdy miał dobry humor, bez pijackich ekscesów jak to w PL bywa.
Kawa zaparzana w kawiarce, rano latte, po południu espresso, którego trochę się przeraziłam bo nigdy nie piję kawy bez mleka ;) było dobrze zaparzone z dobrej kawy. Kupiliśmy sobie nawet do domu Lavazzę mieloną zamiast Jacobsa.
Ostatnia rzecz jedzona z Włoch - kanapki na drogę od mammy. Z chleba tostowego, dla Cyryla 5 plastrów szynki gotowanej, dla mnei dwa plasterki z indyka (it. tacchino) a pomiędzy nimi centymetr serka topionego! Fuu. Tak mi sie potem chciało pić, że musiałam kupić na lotnisku soczek za 9 złotych :/

niedziela, 4 maja 2014

Zuppa Italiana

Czym Włochy różnią się od Polski?


  • Krajobrazem. Lombardia jest zbliżona pod względem flory i rzeźby terenu, za to Piemont jest górzysty, tak samo Liguria. Ta ostatnia była (dla mnie) mniej znana niż Toskania, ale absolutnie niesłusznie. Genua jako miasto jest chyba nawet piękniejsza niż Florencja, bo leży i na wzgórzach i nad morzem. Widoki są przepiękne. Rosną palmy, rozmaryny wielkie, aloesy, oleandry, rododendrony i tamaryszki (ten ostatni rośnie też pod naszym blokiem) i to drugie dziwne drzewo koło old budki telefonicznej? Cytrusy i cyprysy też oczywiście.


  • Samochodami, bo Daewoo nie ma wcale :P są Lancie, których w PL mało, Fiaty 500 oraz numero uno - Fiat Panda :D oraz skutery.

  • Widzieliśmy mnóstwo jamniczków miniaturek, king charles spanielków, oraz goldenów - wliczając tego w domu, którego oglądałam cały czas - liżącego moje nogi, ręce, walącego ogonem po głowie prawie etc.
  • WC. Normalnej spłuczki nie widziałam wcale. Albo z boku na ścianie, jak kontakt do światła, albo pod nogą- no trzeba się było naszukać.
  • Styl jazdy samochodem. Pasy jazdy są tak samo użyteczne, jakby to były motylki narysowane na jezdni - niby są, ale po co? nie wiadomo. Kierunkowskazy tak samo. Jeździ się szybko, można rzec brawurowo na krętych wąskich drogach.
  • Praca i przerwa obiadowa :/ 2 godziny, kiedy ja w pracy jestem szczęściarą i jem obiad - z podaniem go dzieciom, pomaganiem im, sprzątaniem i myciem zębów w pół godziny!
  • Wszechobecni imigranci z Afryki, wciskający sznureczki jakieś, torby, buty, maszynki do baniek, parasole, zabawki... masakra. To plaga normalnie.
  • Widok z okna. Gdybyśmy mieszkali w centrum miasta we Włoszech, to byłby widok z naszego pokoju. Słońce, zieleń, ptaszki? Zapomnij. Pranie sąsiada i krzyki z knajpy na dole.

sobota, 26 kwietnia 2014

Walka o bagaż

Oby nasze bagaże nie skończyły jak walizki w programie "Walka o bagaż" :P Już za 12 godzin mamy w planach stąpać po włoskiej ziemi, niestety prognozy nie wskazują że będzie tam cieplej niż w Polsce. Smutno mi trochę z tego powodu, jednak liczyłam na typowo majówkowe słoneczko i odkurzenie letnich ciuszków, teraz nie wiem jakie ubranie zabierać - na pewno wygodne, bo spędzimy w podroży parę godzin. Nie jadę też imprezować i się "lansować", a zdjęcia można kadrować bez spodni dresowych. Limit bagażu to jaden duży i jeden mały. Muszę zabrać kostium bo możemy iść na basen i spa (?), buty, ciuchy, kosmetyki i swój szampon oraz odżywkę.
Ostatnio była taka ładna pogoda że chętnie bym została na działeczce, gdzie aktualnie są rodzice - lecz teraz gdy pada, lepiej już być w jakimś ciekawszym miejscu. Może pojedziemy do Monte Carlo?
Deszcz dzwoni o szyby, a czas pójść do kantoru jeszcze. To już Cyryl niech załatwia, ale on śpi nadal. poszliśmy spać razem, ale ja jestem zwykłą wstawać około 7, a on? 11?

Akurat przed wyjazdem poszłam do lekarza z moim uporczywym kaszlem, wysłuchał u mnie zwiększony szmer w jednym płucu i dostałam antybiotyk. Wolałabym zwolnienie :P Co do zwolnienia, w pracy jedna dziewczyna rozcięła sobie kolano, i wydaje się że zgłosiła się na szycie ponad 6 godzin później. Niespodzianka, rana po takim czasie do szycia się nie nadaje, więc zrobiło się poważniej z wycinaniem starych brzegów rany etc. Wszyscy są źli, bo dla nas to znaczy więcej pracy z zastępowaniem jej. Tzn ja nie jestem zła, bo wracam do pracy za tydzień :D

Jeżdzę do pracy na rowerze. Niestety, Veturilo się popsuło mocno - rowery są stare, to już ich 3 sezon chyba. Przerzutki są popsute, same przeskakują, siodełka porwane, pocięte. Duży luz w pedałach, przy kręceniu czasem lacą w przód, więc można potłuc wrażliwe części o siodełko. Skrzypią, stacje dokujące też się zacinają niestety. To nie to samo co na początku działąnia Veturilo - wtedy rowery były sprawne i wygodne, a teraz siodełko czasem trzeba trzymać udami żeby się nie kręciło :P

EDIT: Walka o bagaż już się zaczęła. W ogóle do mnie nie dotarło że są restrykcje w przewożeniu kosmetyków w bagażu podręcznym. Po płaczach, telefonach, pretensjach etc... pojechaliśmy do kantoru i Superpharmy kupić wymaganą przezroczystą kosmetyczkę i małe podróżne buteleczki za 10 zł. Weroniko. Nie denerwuj się, to się wyklepie. Za to nie przepakuję już prezentu dla teściowej z The Body Shopu :D będzie dla mnie.

piątek, 18 kwietnia 2014

Haul zakupowy 01

Na początek nowe źródło radości: larwa, z którą pracowałam, poszła na zwolnienie do końca ciąży( bo zaszła) A potem wychowawczy i pewnie never see you again! Niestety kręci się po przedszkolu czasem, bo dziecko jej tu chodzi. Logiczne - mieszkam w Pruszkowie, pracuję i posyłam dziecko do przedszkola na Ursynowie ;) Tzn to że dziecko chodzi tu gdzie pracuję to w sumie tak, zwłaszcza że zniżka. czemu się tak źle wypowiadam o tej ciężarnej krowie? Jakoś jej charakter i stosunek do mnie pozostawiały wiele do życzenia, nawet miałam o tym rozmowę z dyrektorką, czy sobie z tym radzę. Ze łzami w oczach powiedziałam ze tak, bo bałam się o pracę w wyniku zaprzeczenia. Protekcjonalna, apodyktyczna, pani "Wiem lepiej i jestem ogólnie zajebista". Może w stosunkach towarzyskich byłaby super, ale w pracy zmieniła moje życie prawie w living hell. Zwracała mi uwagę prawie o wszystko, że na tacy położyłam same kanapki z serem. Fakt faktem, każdy robi czasem coś źle - ale normalny współpracownik to poprawi i nie będzie gadał cały dzień oskarżycielskim tonem, że przeze mnie dziecko się pobrudziło farbami. Jakoś inne osoby taką sytuację zbyły wzruszeniem ramion.
A sama przyniosła dzieciom na zajęcia jesienne liście, z kupą ptaka każdy.
Dopiero gdy zniknęła, zobaczyłam jak naprawdę wygląda praca. Nie da się porównać stanu przed i po. A gdy miała wrócić po zwolnieniu, miałam już koszmary. Ale zdążyła tylko nogę postawić w pracy, a wysłali ją na urlop, bo po co szefostwu taki niedyspozycyjny pracownik. Odchodząc też smrodu narobiła, menda jedna.

Godny uwagi lakier za niewielkei pieniądze. Dość spora gama kolorystyczna, lakier dobrze napigmentowany, szybko schnie, i długo się utrzymuje. Nie to co słynny lakier Essie, który, w moim odczuciu, nie ma do zaoferowania nic poza pięknymi kolorami. Kiepska trwałość, słabiutkie krycie, duża cena.

EDT Lolita
Nowy zapach dla mnie - a może stary, bo miałam już EDP. Mój typ, może nie jest to jeszcze zapach, który wyraża moją duszę, ale jest miły i lubię.

Odżywka bez spłukiwania do moich włosów, na razie używana raz, więc trudno mi ją ocenić. Ładny zapach, butelka trochę nieporęczna, wyślizguje się.

Rekomendowany przez Nissiax83 z youtube'a balsam wspaniale nawilżający moją skórę. Marki własne drogerii są bardzo dobre, Rossmann w tym przoduje. Sądzę że balsam jest o wiele lepszy od Garniera czy Neutrogeny.

Super wydajna, nie rozpada się, świetnie peelinguje skórę, tania. Czego chcieć więcej?

sobota, 12 kwietnia 2014

Imiona dla dzieci

Post nie będzie o imionach, taki myk dla zwiększenia popularności:P
Akurat robię porządek w torebce, więc o tym wpis. Co znalazłam: portfel - nie znalazł się na zdjęciu, bo upychałam w nim pieniądze. Telefoneiro i słuchawki bardzo ważne - brak słuchawek to życiowy fail gdy akurat chcesz słuchać muzyki. Szczotka, lusterko, klucze z Panem Pączkiem. Jakieś chusteczki, co wypadły z paczki, tampon i podpaski. Dwie szminki Nivea - ciekawa sprawa, bo przez długi czas zawsze gdy sięgałam po pomadkę to wyciągałam tą różową, aż myślałam że zgubiłam tą nową czerwoną. Próbka perfum Obsession Night i żel do rąk z Oriflame. Urofuraginum na wilka od siedzenia na trawie.

Hity i szity minionego tygodnia:
- Hit no1- znienawidzona "koleżanka z pracy" , obecnie w ciąży, nie wraca z zwolnienia lekarskiego!
- Kolejna jazda z panem Irkiem nie skończyła się na latarni lub pod kołami TIRa
- Kupiłam dwie koszulki z othertees.com - jedną z Sailor moon a druga z Frozen/ Winter is Coming
Szity:
- Znów zaraziłam się kaszlem i wydaję odgłosy jakbym miała się po... no właśnie.
- W Da Grasso miała być promocja na pizzę a policzyli mi  normalnie.



wtorek, 25 marca 2014

Moja włosowa historia

Historia nie będzie kompletna, bo część zdjęć jest na innym komputerze. Może Iwona będzie w stanie je podesłać.

Przez wiele lat mojego istnienia, jakoś przez pierwsze 20 włosy były, rosły sobie, nawet nie podcinałam specjalnie. Gdy byłam młodsza, całkiem proste, jakoś od liceum falowane. Strasznie mi to przeszkadzało, bo na topie była Avril i proste druty. Ale były gęste, no końcówki zniszczone, wiadomo.
A potem pojawiła się ona.
Prostownica, którą pokochałam wielką miłością. A potem i jej siostra, lokówka. Zupełnie mi odbiło. Nie dość że prostowałam po każdym myciu, to czasem i wilgotne włosy, w piance, w lakierze etc. Czasem przed wyjściem poprawiałam dodatkowo. Czasem suszyłam na szczotce, prostowałam i kręciłam :D


Wszystko pięknie, ale włosy zaczęły wypadać. Łamały się, fryzjerki zauważały zniszczenia. Zaczęła się faza na dbanie. Olejowanie, maski, odżywki, szampony bez SLS. I jak można sie domyślić, nawet olej rycynowy i różne cuda wiele nie pomogły.
Tak to wyglądało. Niby kręcone, ale nie do końca, napuszone, cienkie piórka na końcach. Po zapleceniu w warkocz - był smętny mysi ogon. Mówiąc prosto, masakra, nie wiedziałam co z nimi robić, nie chciałam wiązać bo to też niszczy, rozpuszczone nie za piękne. A chciałam mieć długie i warkocz gruby na pięść... zapomnij! Ten typ tak nie ma.
Obciełam na boba za sugestią fryzjerki. Po wyjściu z salonu było zajebiście. yu8i9o0p vgbhnm Miętus potwierdza.

Jednak nawet po starannym ułożeniu, po chwili robiły co chciały, kręciły się, puszyły, zwłaszcza na końcach, co tworzyło jakąś dziwną konstrukcję. Loczki niby ładne, ale ta suchość i puszenie się nie było efektowne. Kot musi się pojawić.
Fryzjerka podpowiedziała mi myśl o prostowaniu keratynowym. Jest ono strasznie drogie w salonach, więc gdy na wizażu wyczytałam o domowej metodzie, zdecydowałam to give it a shot. Kupiłam zestaw Encanto, w domu siostra przeprowadziła procedurę. Nie jest to spacerek po szczerym polu, przyznaję. Chemikalia śmierdzą, gryzą w oczy, gardło, podczas suszenia włosów musiałam wychodzić na balkon pooddychać, łzy lały się strumieniem. Później zapomniałam żeby odczekać po prostowaniu 30 minut, więc nie wiem czy to nie zmniejszy długości efektu. Włosy sa gładkie i proste, jak po prostowaniu, ale utrzymuje się na dłużej. Jakby całkiem wytraciły skręt. Nawet spinki spadają. Są sypkie, ale też elektryzują się.
Nie wiem jak długo efekt się utrzyma, zauważam że po jednej stronie jest już lekkie zagięcie w miejscu gdzie włosy są najbardziej zniszczone prostowaniem przez lata.
Muszę zakupić odpowiednie kosmetyki, szampon Babydream, odżywkę Isany z bambasso? bambusem?
Przed prostowaniem keratynowym należy zdać sobie sprawę, że w preparacie użyty jest formaldehyd, który jest szkodliwy. Bez niego nie da się jednak uzyskać tego efektu, dzięki niemu keratyna jest laminowana w ubytki włosów. Jestem specem od laminowania w pracy i bardzo to lubię, nigdy nie miałam takich ładnych flashcards. Tzn takim specem jak każda inna nauczycielka :P





niedziela, 16 marca 2014

Light in the dark

Mentor - Rozjaśnia ciemność.
Zawsze doszukujesz się głębszego znaczenia pośród swoich myśli, w swoich relacjach z innymi ludźmi i ze światem materialnym. Starasz się zrozumieć postępowanie innych i masz przenikliwy wgląd w ludzi. W działaniu jesteś skrupulatny i wierny wyznawanym wartościom. Twoją misją jest zrobić coś dla innych ludzi. Potrafisz przy tym zachować odwagę, dobrą organizację i zdecydowanie. 
Dwa razy rozwiązywałam ten test, i mimo zaznaczenia trochę innych odpowiedzi, wynik wyszedł ten sam.
Czy się z tym zgadzam? Miałam problemy z odpowiedziami na pytania. Czy ja lubię być w centrum uwagi? Lubię gdy ludzie słuchają tego co mówię, otaczają mnie znajomi - ale nie mam charyzmy, nie przyciągam uwagi otoczenia. Najczęściej ludzie mnie ignorują, wiele razy na imprezach siedziałam poza wianuszkiem "adorancji". W związku z tym nawet przestaję próbować gdy jestem w większej grupie, czy to w pracy, czy na spotkaniu. Aktualnie w pracy mam o tyle trudniej, że gadam po angielsku. A nie wszyscy rozumieją all, niektórzy to ledwo co (wykształcone nauczycielki??) np. mówię "four thirty" - A, o szesnastej? "eleven twenty" - Wpół do jedenastej? Też nie chce mi sie dzielić jakiś informacji z życia pt. "Gotuję obiad, a tu niestety sztućce w nastawionej zmywarce! Łyżeczkami do herbaty jedliśmy, hahaha".
Samokrytyka moja: Jestem perfekcjonistką - wszystko ma być super, a jak nie jest, to wpadam w depresję. Zazdroszczę. Są sprawy, na które mam wpływ - np. prawo jazdy zależy ode mnie. Z obiektywnych przyczyn przerwałam jazdy, czekam na sprzyjające warunki. Aktualnie myślę o mieszkaniu. Nie mam wpływu na to, że żadnego nie dostałam w prezencie, wkurzam się. Myślę o kredycie. Ale boję się, co z pracą - gdybym straciła tą co mam, jak długo będę szukać? Oszczędności praktycznie nie mam, bo wydaję na wynajem. Logicznie by było nie wynajmować, wrócić do rodziców na jakiś czas, oszczędzić choć 10 tys na wszelki wypadek.
W pracy jedna dziewczyna jest w ciąży z drugim dzieckiem. Ma męża etc, więc to inna sytuacja, przecież ja nie chcę mieć teraz dziecka. Chyba jej nie zazdroszczę - może tego, że wie czego chce?
Ciągle się porównuję z innymi - gdy nie miałam pracy, lubiłam myśleć że nie jestem sama, bo X i Z nie ma. O prawie jazdy to samo: Y ma, ale nie jeździ, Q nie ma w ogóle. W serialu TVN gra dziewczyna z mojego liceum z równoległej klasy. No tego akurat nie zazdraszczam.

niedziela, 9 marca 2014

Non lo so

Nie wiem czego, ale czegoś mi brakuje. Albo zjadłam coś nieświeżego...tego w sumie zjadłam trochę. W sumie cieszę się, że już jutro idę do pracy i nie będę sie za dużo zastanawiać, to takie niezbyt przyjemne uczucie. A może chodzi o to że zapomniałam w pracy wyrzucić worka z pieluchą?
Więc jak Kocie Matki też wrzucę piosenki.

Jednak pierwsza rosyjska, a nie niemiecka. Piękna ballada. Coś tam chyba o wojnie jest i tak, bo to taka czuła nuta u nich w duszy.

Rammstein - Ohne Dich
Lubię ten niemiecki zespół, byłam nawet na ich koncercie w Spodku. Wtedy nawet rozumiałam niemiecki. Ach to było tak dawno temu.

Trudno mi nagle teraz wymienić ulubione piosenki, podam więc zespoły, na których koncertach byłam. Within Temptation jest bardzo fajne, takie rockowe i bajkowe.

Run To the Hills i wszystko jasne - imprezy w Club Rocku, tańce połamańce

Słucham sobie Florence and the Machine. Zaczęłam na fali ich popularności, i warto było. A ta piosenka przypomina mi przeprowadzkę na Gocław.

A ten zespół i piosenka zawsze będzie mi się kojarzyła z Cyrylem, choć on nie jeździ na motorze ;)

Tą piosenkę mam w telefonie na dzwonek dla pokemonów. Pojawiła się w naszym ulubionym serialu i jakoś wpadła nam w ucho.
Nie da się podać mojej naj naj piosenki, w każdym razie teraz nie jestem w stanie.

wtorek, 25 lutego 2014

Nie płacz chłopie

Follow my blog with Bloglovin

Nie płacz chłopie
Zwykła sprawa
że ci świnia nie dała
Mało który chłop zalicza
po to są burdele

Upadek kultury - z muzeum na koncert Braci Figo Fagot ;) Szkoda że nikogo znajomego nie było w piątek, ale i tak mi się podobało. Wesoła rozrywka, według niektórych to wysublimowane szyderstwo z estetyki disco polo. Jak jest naprawdę - nie wiem. Wśród publiczności można było zauważyć i dresów karków jak i hipsterów.

W Faktach pokazują Ukrainkę z Majdanu. Lepszą karierę niż Nissiax83, Azjatycki Cukier czy Michelle Phan chyba zrobi ;)) Oczywiście chętniej ludzie słuchają ślicznej dziewczyny niż jakiejś ciotki Walentyny. A co będzie z Ukrainą? Czy teraz neofaszyści nie rozgrabią wszystkiego? Byłam we Lwowie w barze stylizowanym na bunkier UPA, gdzie my pozowałyśmy do zdjęć z kałaszami. Teraz nie jestem specjalnie dumna z tego.

Byłam dziś w Rossmannie, kupiłam: szczotkę i 2 pasty do zębów (może w pracy będę myła zęby?) szampon Alterry, pilnik szklany, jakiś lakier Eveline, żel do brwi też z Eveline, BB Maybelline, kotu saszetki no i podpaski. Możecie obstawiać ile poszło. Na Stokłosach jest grande Rossmann najrosmańszy. Wolę Roska, bo mają dużo własnych marek, jest nie za drogo i często promocje. W Superpharmie mają lakiery Essie, ale przekonałam się że na moich paznokciach nawet lakier Essie na bazie Essie i z top coatem Essie nie utrzymuje się długo, więc po co przepłacać. Ale promocje na perfumy bywają fajne tam.

W pracy czasem się wkurzam, czasem jest spoko. Trochę kicha że denerwuje mnie nauczycielka, z którą prowadzimy jedną grupę :P czyli spędzamy same ze sobą 7 godzin. Zdecydowanie lepiej mi się pracuje, gdy jej nie ma. Co znowu mnie wkurzyło: ja cały weekend myślałam jak zrobić stronę tutułową do albumów z pracami dzieci. Ściągałam czcionki, wycinałam, kleiłam etc. Pokazałam jej na przykład - a wyszło naprawdę nieźle, innym się podobało- i usłyszałam że za dużo roboty ( Matko i kotko! Wyciąć kształty dziurkaczem??) i weźmiemy litery piankowe. Jakby ktoś miał wątplowości - wyglądają one tak. Kiczowo. Krew mnie zalała na myśl że takie coś mam zrobić, i wymyślałam że choć pod imicjał przykleję kółko w kontrastowym kolorze. Trochę pomogło.
Co do kota: jak temat schodzi na jej kota, to mam ochotę się rzucić przez zamknięte okno. Pewnie kochają tego kota, tylko szkoda że nie dbają. Kot je (z tego co słyszałam) Łiskasy lub Puriny, a jak się kocie jedzenie skończyło, to 3 dni zanim kupili nowe (nie wiem po co się tym chwalić). W formie ciekawostki się dowiedziałam, poszli z kocią sraczkorzygaczką do weta, ale po jeden zastrzyk wyłącznie! A mąż dał się naciągnąć na kroplówki, zastrzyki i badanie krwi - "Bo nie była szczepiona to może lepiej zbadać..." no i 200 złotych, chlip chlip. A dziecko ma zestawów Lego za 5 tys. Też nie wiem czym się chwalić. Przecież w pracy zawsze ktoś (hahaha) to wyciągnie. Cały dzień upływa przecież na szukaniu jedzenia w kuchni lub wyciąganiu kwitów na innych.

A mój kot przybiera kształt idealny, więc kupiliśmy karmę light Sanabelle. Kilo za 22 zł, to jak szynka normalnie!

poniedziałek, 17 lutego 2014

It always comes with a price

Jaka praca, taka płaca. Trochę jesteśmy w pracy jak te piłeczki: gdzie nas popchną, tam musimy się toczyć. W niedzielę na 8 godzin szkolenia... bo jak wszędzie, babki co prowadzą szkolenie sobie na nas zarabiają, szkoląc nas do własnego projektu (któremu nikt nie wróży powodzenia). Szkolenie nie liczy się do nadgodzin...choć praca w niedzielę liczy się za 200% . A jak już mamy nadgodziny, to do odbioru 1 za 1 tylko :/ Jutro mam prowadzić dodatkowo zajęcia dla rodziców z dziećmi, przynajmniej płatne. W czwartek szkolenie BHP po pracy. W sobotę znów te zajęcia dla rodziców z dziećmi.
Cały tydzień pracy, opieka nad dziećmi, prowadzenie zajęć, robienie dekoracji, przebieranie, zmienianie pieluch, podawanie posiłków. I opieka nad akwarium, karmienie karlików szponiastych mrożonymi robalami.
I to wszystko po angielsku.
A dobre strony? Dzieci są fajne i wesołe. Oczywiście są też "mniej" udane, ale ważne żeby nie winić dziecka za błędy rodziców. Zwykle  rodzice pozwalają na za wiele (wszystko) i ustępują gdy dziecko płacze lub krzyczy. No a potem w przedszkolu jest to samo: Mówię dziecku "Nie" a on zaczyna krzyczeć, lub płakać. Albo udaje że nie słyszy. Niektórzy rodzice wyręczają dzieci we wszystkim, potem siada przed talerzem i czeka aż je nakarmię.
Ale niektóre są takie super, że prawie się przekonuję żeby zostać matką. Wesołe, zabawne, mądre, śliczne. I gdzie indziej w pracy bym mogła rysować jednorożce, robić kotki z gliny, przebierać się lub zakładać uszy kotka. No i dostawać jedzenie i ucinać drzemkę w środku dnia.


niedziela, 2 lutego 2014

Co Ci leży na duszy?

Jakby dobrze nie było, zawsze coś leży na duszy i gryzie! U mnie jest to aktualnie:
- kupiłam w SF pomadkę i nie odpakowaną zgubiłam już...
- muszę zwrócić do Tesco za małą bluzkę
- do pracy na wtorek trzeba cos tam przygotować i pewnie na wiele innych dni też
- muszę kiedyś załatwić Kartę Warszawiaka
- o prawie jazdy 'to do' nawet nie wspomnu

Przynajmniej mam już studia za sobą... ile to już minęło, w lipcu 2012 skończyłam. Zawsze mogę zacząć następne - może byłoby to przydatne. Jakąś pedagogikę jeżeli czuję że to moja przyszłość? Lub coś innego jeśli tego nie czuję.

Kupiliśmy bilety na majówkę do Włoch, urlopy wzięte. mam nadzieję że będzie fajnie. Byłam we Włoszech raz, ze swoim exboyfriendem. I to prawie tyle co mogę powiedzieć. Co pamiętam?
Piękną pogodę późnego lata, wąskie uliczki we Fiesole, kamienne domy, okiennice. Cyprysy, oliwki i piękną panoramę Toskanii za oknem. Zapchaną turystami Florencję, mauzoleum Medyceuszy w San Lorenzo otoczonym przez kramy z pamiątkami, Santa Maria Novella za rusztowaniami. Na Piazza del Duomo znaleźliśmy jakąś bransoletkę, ale złota chyba nie była. Galleria degli Uffizi, Ponte Vecchio, Ospedale Degli Innocenti, cele mnichów w San Marco, ciasne autobusy spowrotem do Fiesole, gdzie nie zobaczyłam Tomba Etrusca ;/ ale wykąpałam się w basenie. Piza ze zdechłym szczurem na ulicy i gniocchi na obiad, Lucca ze znikającym pod ulicą słupkiem-szlabankiem, kot pod krzesłem, piękna katedra, kawa i tiramisu. I znowu bazar z pamiątkami dla turystów. Oczywiście pizzę też jadłam, ale moja pamięć kulinarna nie jest tak dobra jak dziadka Maćka, więc jakoś innych dobrych jedzonek nie pamiętam. Pamiętam jak Maćka babcia dałą mi ostrygę, ale mi nie-sma-ko-wa-ła. Pamiętam marynowane marchewki w Austrii w zajeździe przy autostradzie. Nie była to era aparatów w telefonach, więc zdjęć nie mam za dużo. 


Jakoś ta notka nie trzyma się całości. Weekend mija, minął właściwie, a czego dokonałam? W sobotę miałam lekcję z dziewczynką, spędziłam prawie 5 godzin w domu u rodziców, wieczorem poszliśmy do Sphinxa. Gdy szłam spać, Cyryl leżał pod kocem na kanapie. Powiedział że też idzie spać, tylko pozamyka komputer. Ale oczy zamknęły mu sie pierwsze i przyznał się rano że do 6 spał na kanapie... LOL nie jest z niego porządny chłopak. Za to ja jestem porządna dziewczyna, w niedzielę wstałąm tylko o 10, zjadłam chałkę, dokończyłam odcinek serialu i wytarłam kurze z mebli, nastawiłam pranie. Cyryl wstał gdzieś po drodze, wyrzucił śmieci, odkurzył i umył podłogi. Ja zrobiłam ciasto z bananem, polecam przepis. I pojechałam do pracy robić dekoracje na imprezę poniedziałkową - jutrzejszą. Bal karnawałowy, wyszła niezła wieś tańczy i śpiewa. Cyryl pojechał ze znajomymi na piwo, ciekawe co powiedzieli na jego fryzurę ;> Jak popatrzyłam na jego długowłose zdjęcia, to teraz mi sie wcale nie podoba.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Liebster Bloog

Dziękuję Kisielowi z kota za nominację, i że nie muszę odpowiadać na te same denne pytania co Wy. (ulubiony wampir?  jaki akcent? wiadomo że rosyjski)

1. Jaka jest twoja ulubiona polska komedia?
Chyba żadna, wiem że ludzie uwielbiają i zaśmiewają sie z Samych Swoich czy Misia czy Nie lubię poniedziałków... Jakby co, to Vinci jest fajnym filmem.
2. Ulubiony czarny charakter z bajek Disneya.
Kogo by tu wybrać, może Shadow Man z Księżniczki Żaby, bo to ostatnio oglądałam.

3. Jaki masz sposób na zjedzenie ptasiego mleczka?
Jedyny właściwy, obgryź czekoladę dokładnie, daj kawałek pianki kotu, jak obliże to zjedz.
4. Słuchasz radia? A jeśli tak, to jakiej stacji najchętniej? (oczywiście wszyscy mają abonament opłacony ;))
Nie słucham, lubię Trójkę, lub Radio Pogoda. Czy tam 94 FM
5. Ulubiony smak chipsów.
Ostre Chilli, ale teraz nie jadam chipsów bo są z ziemniaków. Ale poza tym to każdy prócz Wasabi
6. Nie możesz zasnąć bez?

Stoperów w uszach.
7. Wymień trzy imiona, którymi nigdy nie nazwiesz swojego dziecka.

Na pewno Ignacy, bo to jest glupie imię i za duzo Ignacych w pracy. Milena Marlena razem, bo mi się mylą, a to imię (sorry) brzmi jak ze wsi. Andżelika, bo w pracy też się spotkałam z dwiema, których imiona na dodatek inaczej się pisze! 
8. Jak opiszesz swój idealny sobotni wieczór?
Ja, serial, dobre jedzonko, piciu.
9. Czy istnieje słowo, które drażni Cię szczególnie? (np. K.M. nie znosi słowa "dopiski/ dopisek")

Są takie słowa, np. pieniążki, lub teraz, zaraz, obowiązkowo.
10. Co lepsze? Czasowstrzymywacz, teleport czy cofanie się w czasie? Dlaczego?
Daj mi wypróbować któreś z nich to ci odpowiem. Głupie pytanie. Lepszy jest alkohol dziwki i narkotyki. Choć wiesz że światło odbite od naszej planety np. w czasach Karola Wielkiego nadal pokonuje drogę w Kosmosie więc teoretycznie można by je dogonić i tam zajrzeć :)

piątek, 17 stycznia 2014

Świat seriali

Czym byłby świat bez amerykańskich seriali? Ano chyba kurzem i niczem przed mym obliczem, bo seriale polskie (poza paroma wyjątkami jak NDiNZ) lecą w kulki i nie da się ich oglądać na trzeźwo. Wielka gospodarka wielkiego państwa utrzymuje stacje telewizyjne, a te widzą interes w produkcji dobrych i oglądanych seriali. A w Polsce oglądamy śmierć Hanki Mostowiak, bo co jest innego? MaCiuś z Klanu zapierpapier na fortepianie zabawce lub Na Wspólnej Roman jara zioło.
Pisałam juz o serialach, cóż, uaktualnię. oglądamy dużo seriali, bo w ciagu dnia nie ma czasu na cały film. A 40 czy 20 minut zawsze się znajdzie.

The New Girl (Jess i chłopaki) - serial, przy którym śmieję sie na głos. Mega pozytywny, wesoły i kolorowy. Czy oglądasz po kolei, czy na wyrywki, jest tak samo fajnie. Młoda atrakcyjna i zakręcona nauczycielka angielskiego zrywa z chłopakiem i znajduje mieszkanie w lofcie z trzema chłopakami. Komedia pomyłek w takim wariancie murowane, każda postać jest zupełnie inna, co powoduje masę śmiesznych sytuacji.Odcinek po 20 minut akurat do obiadu. Polecam.

2 broke girls - (Dwie spłukane dziewczyny) - co najbardziej mnie tu denerwuje to podkładany śmiech jak w sitcomie. Czasem w miejscach dla mnie w ogóle nie śmiesznych. Humor bywa po bandzie, seksistowski lub na tle rasowym ( o Polakach szczególnie, np. w Polsce obchodzimy Duża Day gdy dziewczynka osiągnie 180 cm...), deal with it. Nieźle się ogląda, choć gdybym miała wybierać, to wolę poprzednika.



Homeland - thriller, sensacyjny, szpiegowski. Trzymający w napięciu, pełen niespodziewanych zwrotów akcji. Czasem miałam wrażenie że już trochę za długo to ciągną jednak, i przesadzają z wymyślaniem kolejnych bossów terrorystów ...Mażid Dżiwadi, Dariuk Akbari, Abu Nazir. No i koniec 3 sezonu. 

Grey's Anatomy - to już ciągnie się tak długo, 10 sezonów, właściwie od tego serialu zaczęła się moja serialowe miłość. Serial o lekarzach, młodych stażystach, potem rezydentach. Ciągle ktoś ginie, jest mnóstwo bohaterów i trudno dać każdemu pole do popisu - na początku była tylko Mer, Christina, Izzie, Alex i George... A teraz cała armia, i u każdego coś się dzieje. Przypadki medyczne są li tłem.


Saving Hope - w sumie podobny w wersji kanadyjskiej. Chyba pozazdrościli popularności kolegom z Seattle. Polacy też zazdroszczą i mamy Lekarzy (ale zżynać tak bezczelnie jak z przeszczepem wątroby dla ojca?)

Następna notka o aktualnie oglądanym Once upon a time.



 Żartowałam z tym NDiNZ.

niedziela, 5 stycznia 2014

Dobre nawyki na nowy rok

Te postanowienia noworoczne, obietnice, szczery lecz słomiany zapał i dobre  chęci, którymi wybrukowane jest piekło (już piecze). Pomyślmy o dobrych nawykach, które w zamian możemy wprowadzić w życie i uczynić je ciut lepszym.


  • Rób zamiast myśleć. Nie odkładaj na potem. Oj, muszę pozmywać, nie chce mi się, obejrzę film...drugi...trzeci... a tu nadal nie pozmywane i wyrzuty sumienia gryzą!
  • Jeśli coś zajmuje mniej niż 5 minut, to nie myśl, tylko zrób! Nie zapisuj na "To do list", bo to zajmie więcej czasu niż powieszenie prania np.
  • Pielęgnuj w sobie spokój. Tylko spokój może nas uratować. Nie chcesz być sąsiadem hejterem co tylko biega po klatce i zamyka na klucz drzwi. Wejściowe. Do bloku. Drogę ewakuacyjną.
  • Jedz owoce i warzywa. Łatwo mówić jak się pracuje w przedszkolu i pokrojone warzywka i owocki są na podwieczorki.
  • Pij więcej wody lub herbaty, a mniej kawy. Ja nie jestem kawową osobą, rano zawsze piję herbatę bo lepiej mnie orzeźwia, kawa - pewnie przez zawartość mleka- jest za ciężka. Lubie ją, oczywiście z tego samego powodu i używania cukru.
  • Używaj kremu do twarzy rano i wieczorem.
  • Zrezygnuj z kartofli i białego pieczywa. O i nie przesadzaj z solą i cukrem. Są inne przyprawy, pieprz co najmniej, które nie wpływają źle na organizm.
  • Alkohol jest fajny, ale zadaj sobie pytanie, czy nie sięgasz po niego za często. Sądzę że raz w tygodniu wystarczy. Oczywiście w umiarkowanej ilości, tak żeby kac nie j*bał. Jak j*bie - znaczy że przesadziłoś.
  • Nie czytaj pudelka, tylko joemonstera :D lub oglądaj stylowi.pl. Ogólnie nie ma sensu otaczać się faktami, które budują nienawiść do Biebera czy innych pustaków.
Lista inspirowana 11 nawyków na Nowy Rok. Niektóre dziwaczne, no cóż. Jak mam zrezygnować z napojów, których nie piję?


Lista dokonań weekendu:
  1. Skręcenie mebli z Ikei, szafa Morvik i komoda Malm. Sypialnia wygląda super. 
  2. Wyrzucanie choinki. Była ładna, ale być może dostałam alergii na pleśnie i grzyby rozwijające się na drzewku.
  3. Posprzątanie po choince, skręcaniu mebli i ogólnie
  4. Zakupy spożywcze oraz ubraniowe oraz karbowane nożyczki.
  5. Zapis na teorię prawa jazdy.
  6. Babski wieczór z sis Jaskrą mą
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...