wtorek, 19 czerwca 2012

Zderzenie z...

Kwitną czerwcowe roślinki, peonie, dzwonki, łubin, jaśmin, krzewuszka i ligustr. Szczególnie ten ostatni czuć na każdym rogu, jego duszący zapach aż nie daje oddychać, podwojony przez asfaltowe wyziewy. Choć dobrze mi się kojarzy, z wakacjami w Kortowie (które były naprawdę super), to jednocześnie jest taki cmentarno-kościelny. Śpiewają jerzyki, nieomylny głos początku wakacji. Tylko co to będą za wakacje? Ostatnie pewnie (choć myślałam to już o poprzednich).
Coś się kończy, ale co się zaczyna.
Dziś miałam obronę magisterki... lustrzane odbicie egzaminu na studia. Komisja prawie ta sama, miejsce też, ja też ta sama, ale czy taka sama? Inne akcesoria, nawet w ogóle się nie denerwowałam, spałam jak niemowlę - zwykle jak się denerwuję (prezentacją, lekcją dyplomową, oddanie licencjatu) to nie śpię, nie jem. A teraz jedyne co mnie zestresowało to stłuczka  mojego autobusu po drodze. (zdjęcie nie ja robiłam, ale ja byłam w środku, potem szybko pobiegłam na przystanek w drugi autobus wsiadać)
Z drugiej strony, nie czułam stresu, i nie czuję też ulgi za dużej, choć mam już święty spokój do 11 lipca (obrona licencjatu). Co ze mną będzie, nie wie nikt. Co z wakacjami - nie wiem. Czy już szukać pracy? Fajnie byłoby mieć wolne na wakacje, więc chyba nie będę, kasę mam i starczy mi na długo (przy moim tempie wydatków). Pomieszkać trochę z Cyrylem, odpocząć, zebrać siły na przyszłe życie zawodkowe. Tak, bo w moim przypadku to zawodek i pracka, nic poważnego chyba, nie wierzę w to.
A dziś gra Ukraina, pewnie ostatni mecz :(
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...