czwartek, 17 marca 2011

Biegun polarny

Skończyłam czytać właśnie książkę o kobiecie na biegunie południowym. To fascynujące, jak człowiek potrafi znaleźć swoje miejsce na Ziemi nawet na Antarktydzie, i tęsknić za nim po powrocie do, zdawało by się, lepszego świata. Takie doświadczenia zmieniają człowieka raz na zawsze, no akurat w tym wypadku autorce się nie powiodło, bo na biegunie zachorowała na raka i nie wiadomo ile sobie pożyje. A na pewno z tego powodu już tam nie wróci. Biegun polarny... to jak stacja kosmiczna, albo jeszcze gorzej.

Sama czuję się niespecjalnie. Trudno oczekiwać, ze raptem po roku od pierwszych prób wyjścia z stadium "permanentnego pisklaka kukułki" będę już mogła spijać śmietankę moich dokonań - i oczywiście tak nie jest. Teraz z wyrzutem patrzę na siebie z przeszłości, nie robiącą nic oprócz otwierania dzioba, ale wiem doskonale, i wiedziałam wtedy, że za wcześnie było żeby rozwinąć skrzydła. Więc teraz - trzymając się zoologicznych metafor - trzeba podkulić ogon, położyć uszy po sobie i jakoś brnąć dalej. Jestem mistrzynią w wymyślaniu dla siebie usprawiedliwień, jednych lepszych, innych gorszych. Obarczam Cyryla moimi problemami non stop: a to że muszę przejść na dietę Ducana (fuu), a to że marzę o wyprowadzce, a on... nie wiem czemu nadal ma ochotę tego słuchać. Kiepska ze mnie dziewczyna, narzeka, myśli tylko o sobie. Ale jest mi ciężko, i cały czas się zastanawiam, czy kochać to nie za mało.
A w tym semestrze naprawdę się nie przepracowuję, mam dwa dni w tygodniu prawie wolne, w porównaniu z poprzednim, mam bardzo mało zajęć... więc czemu ja się dziwię że nie ma efektów z takiego lenistwa. Nawet ćwiczenia z rosyjskiego (6 godzin zegarowych w tyg.! ) przypominają: труд кормит, лень портит.

poniedziałek, 7 marca 2011

Aktualne update'y

Chrup, chrup. Płatki Lubelli są całkiem niezłe. Niedługo mogębyć znawcą i ekspertem w kwestii płatków śniadaniowych - nie mogą być ani za słodkie, ani za przaśne, tylko w sam raz :) te mają dziwne owoce, czerwone porzeczki liofilizowane o_O Ja w ogóle porzeczek nie lubię. Mam teraz praktyki w szkole, byłam tak z siebie dumna że wszystko sama załatwiła tylko trochę smutno siedzieć samej na przerwie... ale okazało się dziś że jeszcze 3 dziewczyny z koledżu są w tym gimnazjum i już wszystkie problemy znikły. Z tym że ich opiekun ich wykorzystuje do pilnowania jakiś klas i prowadzenia lekcji, a mój mnie nie, więc będę z nimi tak z doskoku i do środy powinno być over. Do czwartku muszę wysłać plan lekcji do Wilanowa, mam nadzieję że będzie ok - planuję odpaść dopiero po lekcji próbnej.
Co do prezentu na Walentynki, trzeba przyznać że Cyryl się wykazał i tak, bo po perfumy latał po Superpharmie w Złotych, Galmoku i kupił w końcu na Natolinie koło mnie :D za słownikiem też 3 księgarnie przemierzył. A teraz postudiował raptem 2 tygodnie i już ma dosyć! Leniuchu ty! Byś nic nie robił tylko swoją babę do pracy wysyłał >.<
A jeszcze miałam napisać o kursie rosyjskiego w Katiuszy. Więc po pierwsze primo, uważam że nadal jestem drugą najmądrzejszą tam osobą po pani uchitelnicy z jakiejś bałtyckiej republiki. Co prawda nie widziałam jeszcze czwartego ucznia. Ale szkoła kulturalna, jest mała kuchnia do dyspozycji, kawka herbatka i ciastka! Małe klasy, więc mogę gadać ile mi się podoba :P No i nie uczę się tam żadnego języka Mordoru (= niemca), więc mam nawet ochotę wstawać na tą 9 rano w sobotę! Tylko obawiam się że za dużo ruska a za mało anglika :P
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...