sobota, 23 lutego 2013

Bite off more than one can chew

Pierwsza impreza na nowych śmieciach zakończyła się dla mnie zatruciem pokarmowym i całym dniem w łóżku - po połowie nocy nad miską w toalecie. A drinki z limonką na wyborowej limonka z miętą były przepyszne. Proza życia - gotowanie, pranie, sprzątanie i zakupy w Biedronce. No i praca, dobrze że to nie etat (tzn źle, ale czasu mam więcej) i mogę się krzątać do woli.
 
Druga impreza przebiegła lepiej (impreza, bardziej spotkanie towarzyskie w pozycji siedzącej, połączone z konsumpcją i napojami), były stare koleżanki z LO i musiałam się bardziej wykazać w roli gospodarza. Tak więc już prawie wszystkie moje koleżanki odwiedziły mnie na nowych śmieciach, a Cyryla koledzy... czy ona ma kolegów? Ma jednego, on tu już był. Mam nadzieję że za wielu się ich tu nie pojawi (a zaraz się okaże że też to czytają - więc koledzy z ławeczki są mile widziani :P ) bo znowu ciężar przyjmowania gości będzie na moich plecach, a on się świetnie pobawi i wytrzeźwieje za dwa dni. No i do tego czasu firanki mają zawisnąć - proszę o to bez przerwy.
Ale Cyryl w Zakopanem jest - nawet dwóch tygodni nie pomieszkaliśmy razem, a on sobie pojechał na narty! A ja? A praca? Dyplom? Karnisze? Ile on ma lat, żeby z dnia na dzień podejmować takie decyzje i jechać pół Polski w jakimś widzimisiu? Niby dorosły, zamieszkał z dziewczyną, a tak naprawdę to duże dziecko, które tupnie nóżką i żąda. O innych mało cywilizowanych zwyczajach nie będę wspominać. Nie mam nawet czasu tego roztrząsać, chyba złapałam zbyt wiele srok za ogon.
Mam umowy w dwóch szkołach językowych, prowadzę w nich codziennie zajęcia w różnych podstawówkach. Mam też codziennie uczniów: poniedziałek Stegny, wtorek Ursynów, środa Ursynów, czwartek Sielce, piątek Saska Kępa, sobota Ursynów i w tą niedzielę nawet na Stegnach! Są to realne dochody, które łatwo wyliczyć i się gospodarować. Jakie dochody ma Cyryl - tego naprawdę nie wiem. Od zlecenia do zlecenia, nie dostaje żadnej sumy co miesiąc. Jak się tym gospodarować, jak rozliczyć wydatki? Ja kupuję więcej jedzenia, on rzeczy przemysłowe, ale są to rzeczy dla niego: kółka do fotela, zaparzacz do kawy. Za swoje kosmetyki ja sama płacę, więc czemu mam dokładać się do czegoś, z czego nie korzystam?

piątek, 15 lutego 2013

Kitsune

W książce "Wino śliwkowe" dużo uwagi poświęcone było rodzinie kobiet, które rzekomo było spokrewnione z mitycznymi lisami. Osoby te nie podlegały do końca prawom rzeczywistości, trochę jak kukułcze jaja podrzucały własne dzieci ludzkim rodzinom, które miały później masę problemów z takim nieposłusznym potomkiem. Nie pamiętam szczegółów, a wino śliwkowe stoi w szafce i czeka na sprzyjający moment ;) 
Dwa liski, porzucone przez jakieś dziecko w restauracji w Ikei znalazły dom na Bora Bora. Co jest ze mną nie tak, skoro widok leżącej zabawki odebrałam jako obraz porzucenia i smutku? Tzn czemu nadaję zabawkom cechy istot żyjących, ten etap rozwoju powinnam już mieć za sobą. W Ikei kupiliśmy tyle, ile daliśmy radę unieść na plecach:

  • wycieraczkę Borris ;>
  • zegar na ścianę
  • po 2 talerze płytkie i głębokie
  • 4 noże stołowe
  • obieraczkę do warzyw
  • tłuczek do mięsa
  • 2 silikonowe deski do krojenia
  • 2 poduszki Granat i poszewki Malin Figur
  • regał Albert (4 półki, najtańszy)
  • śmietnik na papiery
  • lampkę LED-ową
  • wieszak na paski i apaszki
  • plastry
Wreszcie luźniejszy dzień i mogę trochę pomieszkać w mieszkanku, a nie tylko pogapić się w kompa i iść spać, nawet coś ugotowałam ( i spaliłam mięso w mikrofali) - dzięki mamie Patrycji mamy jeszcze zapasy na długo. Czas na sprzątanie nadejdzie jutro. A, kupiłam też szczotkę zmiotkę i szufelkę, tu chyba nie było. Ja kupiłam, mama powiedziała że zapłaci. Ogólnie rodzice dużo mi pomagają, ojciec przewiózł moje graty, mama upiekła mięso, zrobiła naleśniczki, kupują mi jakieś drobiazgi albo dają z domu. Od strony Cyryla na razie nic takiego nie miało miejsca. 
Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja, Iwona mnie prawie z domu pogoniła jak przyszłam. To co najbardziej mi przeszkadzało na Ursynowie to hałasy sąsiadów. Tupanie, bieganie bachorów że u nas żyrandol dzwoni, trzaskanie drzwi, szczekanie psa, nawet suwaną szafę słychać. 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Trip na Bora Bora

Nie w Polinezji, lecz na Gocławiu znaleźliśmy swoje kukułcze gniazdo. Kukułcze, bo nie własne a użyczone, ale to nieważne! Inaczej niż sobie to wyobrażałam (tzn wyobrażałam sobie że jeśli coś wynajmiemy, to stare, brzydkie, małe, drogie - a mamy przeciwnie: nowe, ładne, duże i tanie!!) Chyba raz w życiu coś mi wyszło tak jak powinno być, na razie czujemy się nadal jak na koloniach. Jeszcze bolą mnie ręce od noszenia kartonów z domu i z samochodu - pilot od garażu jest jeden, Cyryl go miał, a przyjechał z nim później niż ja. Paper cuts are killing me. Czuję się trochę jak małpa w zoo, co taki biedak prostak robi na wypasionym osiedlu? Strasznie pusto i ludzi nie widać, cicho w porównaniu z blokowiskiem, gdzie słychać wszystko!! W nocy jasno, bo lampki na patio się świecą. Trochę mieszkanie przypomina mi dom - kolor ścian, szafy z lustrami, a trochę dom Cyryla, bo przywiózł swoje biurko i fotel. Myślałam że spokojnie się wyśpię bez stoperów, bo nikt nie będzie łaził i miauczał, ale... zapomniałam jak Cyryl warczy i chrząka i mamrocze przez sen.
Już opanowałam zmywanie bez zlewu - jak ma się sprawdzony przez pokolenia system mycia w misce to nie jest właściwie żaden problem. Parę rzeczy które musimy zrobić to zakleić prysznic silikonem, powiesić lustro, karnisze, skrócić zasłony (mama), kupić duperele jak śmietnik, zegar, kubeczki do łazienki i może minipiekarnik? Cyryl spalił sobie włosy na palcach - podpalał gaz: najpierw odkręcił gaz, potem zapalił zapałkę...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...