poniedziałek, 23 kwietnia 2012

The burial of the dead

Czytam - próbuję czytać - "The Waste Land" T.S. Eliota (czemu chciałam napisać Emersona?) Lubię literaturę pełną aluzji, książki które trzeba czytać ze słownikiem Kopalińskiego, lubię średniowiecze, łacinę, lubię gdy tekst piosenki powstał tysiąc lat temu...no ale to już przegięcie co się w tym poemacie wyprawia. A teraz porcja dark wave electro dla wiernych czytelników :D
Informuję że Cyryl oddał mi już te 2,55zł co pożyczył na Sylwestra, oraz pudełko zapałek za te, które zabrał mi z domu.
Czas oglądać wielką maturę Polaków, trudne te pytania, szczególnie z nauk ścisłych, ajj. Logiczne myślenie - to to czego mi brakuje. Ach tak już nie chce mi się nic robić, tak rzucić już na ten tydzień korki i wszelkie próby pisania licencjatu, i tylko czekać kiedy nastanie co najmniej piątek! Niedziela wieczór. Takimi myślami się zajmowałam czekając na przystanku na autobus. Wygrzewałam się na słoneczku z 10 minut, ale dopiero gdy wsiadłam do autobusu przypomniałam sobie że nie mam telefonu ==' a drzwi już się zamknęły i autobus ruszył. Normalnie bym to olała ale telefon był mi potrzebny...na szczęście to krótki przystanek, następny bus za 15 min, na zajęcia zdążyłam na czas :)
Blogger ma nowy wygląd panelu nawigacyjnego, bardzo fajny i użyteczny. 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Czas na wspin


Albo i czas na kawkowanie :) lecę nastawić wodę. A do kawki muffinka własnej produkcji. Nadal nie są perfekcyjne, bo nie mam blachy do dużych muffinek, i zamiast rosnąć wzwyż, to tak rozłażą się na boki. Jest zimno, ciemno, mokro - ale mam kalosze! Niby są moje, bo ja za nie zapłaciłam i ja w nich dziś chodzę, ale niezupełnie, bo ja wcale nie chciałam kaloszy, ja tylko zapłaciłam za nie w sklepie, a chodzę w nich dlatego, bo pada cały dzień. A Iwona i tak w domu siedzi. Mam nadzieję że odda mi kasę...
Już wszystko udało się załatwić, jedziemy do Zakopanego - wyjazd pociągiem 2 niedzielę 29 kwietnia o 21. Nocleg w pokoju z aneksem kuchennym i łazienką - ciut drożej niż zwykły, ale i tak ledwo znaleziony, i wcale nie blisko Krupówek, ciut za rondem Kuźnickim. Oscypki będą się do mnie uśmiechać, góry ostrzyć zęby a owieczki pobekiwać. Jak Cyryl znowu zaleje palnik to niech sobie zdycha, ja będę miała z kim sobie chodzić. Za dwa tygodnie dopiero, a po drodze tyle trzeba pozałatwiać - spraw życiowych studyjnych głównie. Ech skończyć te studia, wszystkie papiery złożyć, odebrać kwitki, dyplomy i wejść w nowy etap: robienia już na własny rachunek, a nie tego co jakiś program wymaga. Głupi program. Ale bez tego etapu jeszcze trudniej.
Ten obrazek przedstawia filiżankę z Poole Pottery Springtime (bez talerzyka) którą mama kupiła na bazarku, a teraz się z Iwoną kłócą kto ma z niej pić. Mnie się jakoś nie podoba, ani kształt, ani wzór. Filiżanka z Zachodu ładna, ale kobiety z Zachodu głupie. Mama kupiła w lumpie niebieską spódnicę. Widać było ze odpadł firmowy guzik, i kobieta z Zachodu musiała przyszyć drugi. Wzięła zielony jaki miała, jakoś przycerowała swoimi dwiema lewymi zachodnimi rękoma. A kobieta z Polski ma więcej rozumu niż tamte, spódnicę obejrzała i na metce zapasowy guzik znalazła!
A teraz o nowej aktywności, którą podjęłam. Miesiąc temu nawet by mi to do głowy nie przyszło, nie planuję też osiągnąć w tym mistrzostwa ani stopnia wyższego niż początkujący, a chodzi o ściankę wspinaczkową. Ot taka rekreacja, dzięki której serce bije mocniej, adrenalina uderza do głowy, a ręce bolą przez 2 następne dni. Na razie wszystkiego byłam na ściance dwa razy, koleżanka zorganizowała wyjścia - i jest przynajmniej jakaś mobilizacja. Co prawda dałam radę doczołgać się na samą górę, ale korzystając ze wszystkich chwytów, a nie jakiejś sprecyzowanej trasy, i przez połowę drogi wisiałam na linie. Bez asekuracji byłabym dead as dodo.

środa, 4 kwietnia 2012

Paw i sowa


Paw był piękny, z wielkim wachlarzem mieniących się piór w ogonie i mniejszym wachlarzykiem zawadiacko sterczącym na czubku głowy. Długa zgrabna szyja przechodziła gładko w umięśnione ciało, pokryte piórkami przylegającymi do siebie jak rybia łuska. Przyzwyczaił się do zachwytów, powodów swojej dumy - piór strzegł jak źrenicy oka. Wolał sam rozdziobać i podrzeć leżące na ziemi pióro, niż pozwolić komuś innemu je mieć. Jedyne czego natura mu poskąpiła to zdolności wokalne... piękny paw brzmiał jak marcowy kot lub głodny niemowlak. Dlatego odzywał się jak mógł najrzadziej, albo bezpiecznie skryty w koronach drzew. Wtedy nikt nie mógł właśnie jemu zarzucić tych nieestetycznych dźwięków. Tylko niektórzy znawcy tematu przechadzający się po parku czasami komentowali: ptak grzebiący z rodziny kurowatych... Pewnie by się zdziwił i zdenerwował słysząc te słowa. Ale czy na pewno? Istnieje przecież spora szansa że by ich nie zrozumiał.
W ukryciu w dziupli, na starej wieży kościoła, w wiejskiej stodole, leśnej gęstwinie można było znaleźć sowę. Szara, skromna, unikająca spojrzeń, najlepiej czuła się niewidoczna. Za to sama widziała wszystko. Głowa kręcąca się na wszystkie strony, wielkie oczy widzące nawet w najczarniejszą noc, czuły słuch - oto cechy wytrawnego obserwatora życia biegnącego dookoła. Złapać mysz szukającą nasionek wśród korzeni drzew czy wróbla który kąpiąc się w kałuży na chwilę stracił czujność - to żaden problem. Jak sprawny myśliwy, zabijała szybko i bezszelestnie. Czasami z pełnym brzuchem zastanawiała się nad logiką tego świata - sama musi jeść, żeby żyć i nakarmić głodne sowięta, a przez to czyjaś mysza matka nie wróci do norki. I gdzie tu sens?

Paw i sowa to pierścionki za 1$ z USA od koleżanki, oba regulowane, z jakiegoś metalu + czerwone kryształki. Paw jest o wiele ładniejszy, ale szeroki ogon czyni go bardzo niewygodnym do noszenia. Lepiej być sową czy pawiem? Chyba jednak sową, bo gdy z pawia opadną piękne piórka, okazuje się kim jest naprawdę - głupim kurakiem co tylko umie szukać robaków pod nogami.

Miałam dzisiaj miły sen z którego nie chciałam się budzić. I to nie dlatego że w nim Cyryl mieszkał przy dworcu Warszawa Wschodnia, który znajdował się na północ od Wileniaka, i wyglądał jak Uniwersus przy Gagarina ( a w środku było pięknie odremontowane, na ścianach zdjęcia tropikalnych roślin, a gdy w końcu udało mi się stamtąd wydostać - biegłam za kimś - okazało się że jest już dzień, a ja nie pamiętam ostatnich 12 godzin i na pewno przytrafiło mi się coś złego). Wyszło na jaw jakie jest moje najskrytsze podświadome marzenie - w moim śnie Cyryl miał dwuosobowe łóżko!

Wpadłam na pomysł żeby jechać z koleżankami do Zakopanego. Tyle że one mają już od lutego zarezerwowane miejsca, sama nie wiem czemu sama nie zabrałam się za to wtedy? Chyba trochę za późno żeby znaleźć coś sensownego, co nie jest położone tak daleko jak nasza zwykła kwatera (która jest tak daleko że a) nie mieści się na żadnej mapie Zakopanego, b) kiedy się dojdzie do Krupówek to człowiek już nie ma sił iść nigdzie dalej c) kosztowała 25 zł od osoby :D )


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...