środa, 4 kwietnia 2012

Paw i sowa


Paw był piękny, z wielkim wachlarzem mieniących się piór w ogonie i mniejszym wachlarzykiem zawadiacko sterczącym na czubku głowy. Długa zgrabna szyja przechodziła gładko w umięśnione ciało, pokryte piórkami przylegającymi do siebie jak rybia łuska. Przyzwyczaił się do zachwytów, powodów swojej dumy - piór strzegł jak źrenicy oka. Wolał sam rozdziobać i podrzeć leżące na ziemi pióro, niż pozwolić komuś innemu je mieć. Jedyne czego natura mu poskąpiła to zdolności wokalne... piękny paw brzmiał jak marcowy kot lub głodny niemowlak. Dlatego odzywał się jak mógł najrzadziej, albo bezpiecznie skryty w koronach drzew. Wtedy nikt nie mógł właśnie jemu zarzucić tych nieestetycznych dźwięków. Tylko niektórzy znawcy tematu przechadzający się po parku czasami komentowali: ptak grzebiący z rodziny kurowatych... Pewnie by się zdziwił i zdenerwował słysząc te słowa. Ale czy na pewno? Istnieje przecież spora szansa że by ich nie zrozumiał.
W ukryciu w dziupli, na starej wieży kościoła, w wiejskiej stodole, leśnej gęstwinie można było znaleźć sowę. Szara, skromna, unikająca spojrzeń, najlepiej czuła się niewidoczna. Za to sama widziała wszystko. Głowa kręcąca się na wszystkie strony, wielkie oczy widzące nawet w najczarniejszą noc, czuły słuch - oto cechy wytrawnego obserwatora życia biegnącego dookoła. Złapać mysz szukającą nasionek wśród korzeni drzew czy wróbla który kąpiąc się w kałuży na chwilę stracił czujność - to żaden problem. Jak sprawny myśliwy, zabijała szybko i bezszelestnie. Czasami z pełnym brzuchem zastanawiała się nad logiką tego świata - sama musi jeść, żeby żyć i nakarmić głodne sowięta, a przez to czyjaś mysza matka nie wróci do norki. I gdzie tu sens?

Paw i sowa to pierścionki za 1$ z USA od koleżanki, oba regulowane, z jakiegoś metalu + czerwone kryształki. Paw jest o wiele ładniejszy, ale szeroki ogon czyni go bardzo niewygodnym do noszenia. Lepiej być sową czy pawiem? Chyba jednak sową, bo gdy z pawia opadną piękne piórka, okazuje się kim jest naprawdę - głupim kurakiem co tylko umie szukać robaków pod nogami.

Miałam dzisiaj miły sen z którego nie chciałam się budzić. I to nie dlatego że w nim Cyryl mieszkał przy dworcu Warszawa Wschodnia, który znajdował się na północ od Wileniaka, i wyglądał jak Uniwersus przy Gagarina ( a w środku było pięknie odremontowane, na ścianach zdjęcia tropikalnych roślin, a gdy w końcu udało mi się stamtąd wydostać - biegłam za kimś - okazało się że jest już dzień, a ja nie pamiętam ostatnich 12 godzin i na pewno przytrafiło mi się coś złego). Wyszło na jaw jakie jest moje najskrytsze podświadome marzenie - w moim śnie Cyryl miał dwuosobowe łóżko!

Wpadłam na pomysł żeby jechać z koleżankami do Zakopanego. Tyle że one mają już od lutego zarezerwowane miejsca, sama nie wiem czemu sama nie zabrałam się za to wtedy? Chyba trochę za późno żeby znaleźć coś sensownego, co nie jest położone tak daleko jak nasza zwykła kwatera (która jest tak daleko że a) nie mieści się na żadnej mapie Zakopanego, b) kiedy się dojdzie do Krupówek to człowiek już nie ma sił iść nigdzie dalej c) kosztowała 25 zł od osoby :D )


1 komentarz:

  1. ale się naprodukowałaś, tylko za bardzo nie wiem, o czym. Paw brzmiący jak głodny niemowlak- niezły kontrast z tym wcześniejszym nabąblowanym opisem :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...