Czekając na ucznia (hmm, czy kobietę w wieku mojej matki można nazwać uczennica?) wpadł mi do głowy pomysł na tą notkę. Być może później zgłębię temat mojej pracy dorywczej, na razie szkic charakterologiczny.
Jak obliczyłam, daję lub dawałam lekcję w sumie 25 adresach - licząc te, gdzie byłam więcej niż raz. Były też przypadki gdzie po jednej lekcji ktoś rezygnował ( bo za lekcję u mnie liczyłam 5 zł mniej niż za lekcję u ucznia...co z tego że mieszkał 500 metrów ode mnie, w kapciach nie przejdę??) lub i ja i oni nie umówiliśmy się dalej ( chłopiec miał dysleksję - i w tym momencie zrozumiałam że to nie jest brzydkie pisanie i przekręcanie liter. W V klasie nie umiał NIC). A jeszcze jeden śmieszny przypadek. Dziewczyna umówiła się na lekcję dla siebie i swojego przyjaciela, ekskluzywne osiedle przy Polach Mokotowskich. W trakcie okazało się że dziewczyna ma 22 lata a facet z 50 i jest jasne że to jego utrzymanka. A jakoś tak wyszło że dałam jej do czytania tekst o różnicach wieku w związkach :D więcej się nie odezwała, ale kasa wpadła i od razu wydałam na bluzkę i torebkę i mam je do dziś!
18 dzieci, w tym młodzież gimnazjalna oraz 13 dorosłych od liceum aż do okołom 50 na oko. jak się układała współpraca? Oczywiście, najwięcej jest szarości, zwykłych uczniów, których szybko się zapomina. Są wyjątki na plus, dzieci bardzo zdolne, z sympatycznymi rodzicami, którzy częstują ciasteczkiem a na koniec roku dają czekoladki :) oraz tacy " A pain in the ass"... Takiego mam szczególnie jednego. Jego matka płaci, jej zależy, ona się wypytuje etc. Też parę razy dzwoniła do mnie się po prostu poskarżyć na niedobrego synka lat 22 bez matury, bo zrobił imprezkę i leży naje**ny lub pożyczył auto bez wiedzy i zgody. Dodajmy że obecnie mieszka najdalej, a płacą najmniej - nie podniosłam ceny bo ta matka tak biadoli na ciężki los.
Bardzo interesującym przeżyciem jest odwiedzanie tych wszystkich domów - jak inaczej miałabym taką szansę? Księdzem ani akwizytorem nie planuję zostać. Są mieszkania duże, na nowych osiedlach, ładnie urządzone. Są też mieszkania w zwykłych blokach, odnowione. Ładne pokoje dzieci, kolorowe ściany, dużo książek, bibelotów, czyste. Aż przyjemnie posiedzieć i popatrzeć dookoła. Parę osób miało za to w domu syf. Szczególnie jeden przypadek pamiętam. Całkiem spore mieszkanko na Natolinie, na parterze, z narożnym ogródkiem - mieli tam nawet altankę czy co! Ale rozgardiasz straszny, dwójka dzieci w podstawówce i rodzice w trakcie rozwodu. Dzieci zajmowały się grami na kompie i telewizorze do tego stopnia, że chłopiec sypiał na podłodze w salonie. Inni państwo byli wykładowcami na uniwersytecie w Szczecinie? Typowe PRL-owskie mieszkanko z bibelotami durnostojami i książki. Wszędzie książki w stosach, na blacie kuchennym, na podłodze na parapecie.
Ze statystyk: 5 psów, golden, spaniel, pinczerek, york, mieszaniec howawarta. 0 kotów! jedna kobieta miała 2, ale nie zaprosiła mnie więcej. Chyba znalazła tańszą ofertę, kij jej w ryj. Też miała syfnie w domu. Poza tym: rybki, świnka morska, królik. Rodziny w jakiś sposób rozbite, nie w komplecie: 6! Albo rozwiedzeni lub po prostu ojca brak z nieznanego mi powodu. Przykre, więc wstawię zdjęcie mojej świątecznej produkcji żeby się nie zapłakać.