I zupełnie przez przypadek drapiąc się po płatku uszu jakby pękła mi jakaś gulka w nim. I wiedziona przeczuciem złapałam jakąś tępą szpilkę - i bum! przeszła na wylot ;) Potem udało mi się założyć kolczyk na jedno ucho, z drugim było gorzej, już myślałam ze będę musiała ja przebijać jakoś, ale w końcu się udało. Trochę bolało to prawe ucho też, ale smarowałam maścią z antybiotykiem i przeszło.
Zebrałam wszystkie swoje pozostałe kolczyki z domu. Musztardowo-fioletowe, zielono-przejrzyste, biało-niebieskie, zielone, różowe. Zrobiłam sobie fioletowe ze srebrną kulką oraz z listkami. Większość wiszące, w tym samym stylu. Jestem zachwycona faktem noszenia kolczyków, co prawda nikt mnie nie chwalił, poza Cyrylem. Przeszukałam swój kuferek i mam mnóstwo różnych materiałów, nawet bez dokupowania niczego nowego. Och czuję się w swoim żywiole składając kolczyczki. W ogóle jestem niezwykle kreatywną osobą, i kolczyki robię, i kartki świąteczne i rysuję, piekę, gotuję, cud miód. W pracy jestem koordynatorem ogródka :P Dziś godzinę pieliłam.
Bardzo chętnie przejrzę, co tam poskładasz z tych koralików. Kolczyków nigdy dość!
OdpowiedzUsuńale mnie ubawiła ta notka, no "jestem niezwykle kreatywną osobą, tylko wrodzona skromność nie pozwala mi powiedzieć, że jestem najlepsza na świecie..." Rozumiem, że założenie sobie znów kolczyków jest twoim największym życiowym osiągnięciem w tym roku, no tak to brzmi :D jaram się normalnie
OdpowiedzUsuńa te żółte na końcu to wyglądają znajomo...
OdpowiedzUsuńWero, dlaczego zrobiłaś sobie komentarze po zatwierdzeniu?!
OdpowiedzUsuńEj, cenzura!