czwartek, 3 października 2013

Z pamiętnika młodej przedszkolanki

Już miesiąc pracuję w przedszkolu, czas więc na refleksje. Jestem zadowolona, lubię chodzić do pracy, nie odczuwam tremy czy traumy. Wiadomo, są problemy z nowymi rzeczami, i czasem zastanawiam się zastanawiam czy w stercie maili nie będzie informacji "Dziękujemy za współpracę", ale nie tylko ja tak mam.
Musiałam się szybko ogarnąć i nie siedzieć jak królewna Apulejka podczas gdy trzeba posłać łóżka, podać obiad, przebrać z zasikanych majtek. Moim zdaniem, robię to co do mnie należy. Pozostałe nauczycielki uważają pewnie inaczej, że jestem gamoniem, leniwą ślamazarą i niemotą. 
Jakoś na początku dostałam reprymendę że nie pomagam tak jak powinnam. Poprawiłam się, co zostało nawet zauważone i zaaprobowane. Ale oczywiście, to nie jest koniec, było parę sytuacji w których miałam ochotę powiedzieć: Pierdolę, nie robię.


  • Dostaję opier**l bo dziecko oddaliło się z placu zabaw do szatni schodami w dół. Racja, ale ja pilnowałam żeby inne dzieci się nie pomoczyły, bawiąc się wodą stojącą w piaskownicy (nie ja im to wymyśliłam) a druga opiekunka gadała przez telefon na końcu ogrodu.

  • Na spacerze non stop uwagi i podniesiony głos że dzieci nie pilnuję, a idąc na końcu miałam do pilnowania całą grupę, a ta co narzekała - szła w pierwszej parze i oglądała kwiatki!

  • Słucham rad ze szkolenia z psychologiem, informuję wychowawczynię że je wprowadzę w życie. Ona : OK, przygotuj się że będą płakały dzieci.  A jak to robię (tzn nalegam na uczestnictwo mniej aktywnych, adaptujących się dzieci w zajęciach) dostaję od wychowawczyni polskojęzycznej opierd**l  że nie mogę! I od razu skarży na mnie matce dziewczynki że zmuszałam OO do zajęć, a ona płakała. Dziś odbierała OO babcia, i od razu dzwoniła do matki żeby powiedzieć że dziś na angielskim OO siedziała przy stole i rysowała sobie. Okazało się że dyrektorka też została poinformowana, chociaż ona słusznie uznała że to psycholog mi w głowie zamąciła.

  • Czytanie ksiażki dzieciom, pojawia się słowo "żółtodziób". Dzieci pytają: A co to? - (bla bla bla, wyjaśnienie)...albo taka pani co zaczyna pracę i nie ma o niczym pojęcia, hahaha. Poczułam że to o mnie... ręce opadają.

  • Czuję się jak praktykantka na stażu, ktoś od brudnej roboty. A takie akcje sprawiają, że jestem jakby w opozycji do wychowawczyni polskojęzycznej, która chętnie by zawiązała sojusz z rodzicami przeciwko mnie - tyle że niektórzy (poza tą matka OO) są zachwyceni zajęciami po angielsku (czyli ze mną) i metodą imersji. Mam wrażenie że czasami specjalnie się chce do czegoś przyczepić, np. sama robi mess na szafce, a innym razem do mnie że musi być porządek.

  • Mówię tylko po angielsku w pracy, czasami czuję się takim pariasem przez to, bo trudno mi się włączyć do rozmowy, jednak niektóre rzeczy trudno przekazać szybko. Pani kucharka czy sprzątaczka nie rozumie angielskiego. A jedna nauczycielka myśli że ją będę poprawiać i nauczę języka, a błędów robi więcej niż słów w zdaniu...

3 komentarze:

  1. a to feler, westchnął seler... ja chyba bym poszła do szefowej i się spytała, czy jest zadowolona z twojej pracy i trochę podpieprzyła na tą drugą przedszkolankę- oczywiście w tonie dyplometycznym, że nie zawsze się zgadzacie w metodach nauczania, że czasem się wam nie układa współpraca- przykłady...
    Albo powiedz ten przedszkolance, że jeśli coś się jej nie podoba, to niech mówi tobie, a nie jakies aluzje głupie... Sama mówiłaś, że kiedyś matka wlazła do sali i sobie gadała z przedszkolanką, a to niby niedozwolone- to kabluj na nie, jak one takie maupy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężki mi się czytało tę notkę. Zmęczyłam się, więc na komentarz sił nie starczyło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle żalu i aż składnia jakaś dziwna. Ja zawsze lubiłam iść na końcu i poganiać dzieci!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...