wtorek, 10 września 2013

Sorki, I go to workee

Ponieważ jutro idę do lekarza na 11 -  dotrę do pracy dopiero na 12, mam sporo czasu i mogę się podzielić z Wami moimi refleksjami nt. pracy. Ujmę je w punktach.

  • Moje życie przewróciło się o 180° - beztrosko wysyłam CV jak leci, gdy nagle dopada mnei odpowiedź na jedno z nich. Akurat było przed Świętem Wojska Polskiego (lub Wniebowzięcia NMP). Pojechałam tego samego dnia na rozmowę, a już we wtorek prowadziłam lekcję pokazową, która się bardzo podobała! (Teraz sądzę że nie było za wielu kandydatów do wyboru) i już od kolejnego tygodnia pracowałam. Mija trzeci tydzień w pracy. Bardziej się chyba psychicznie obawiałam pracy na etat, niż było trzeba. Do wstawania można przywyknąć, do 8 godzin też.



  • Szybki kurs przetrwania w przedszkolu - i to po angielsku! Jak się dogadać z panią kucharką czy sprzątaczką? Myć z dziećmi rączki, ząbki, wycierać dupki? Uczyć się wszystkiego? Muszę zamykać bramki na schody, uważać na dzieci cały czas, nie zostawiać ostrych przedmiotów na wierzchu, podawać posiłki, pomagać je jeść, sprzątać, bawić się, grać w piłkę, huśtać 
  • huśtać huśtać huśtać huśtać (ja pikolę, zwariuję jak jeszcze raz usłyszę "Ciociu pohuśtasz mnie" albo "Ciociu staniesz na bramce" - udaje mi się obronić strzały 5-latków tylko z powodu postury).
  • Nie ma czasu na refleksje, wstaję rano, ubranko, śniadanko (zawsze to samo, więc nie namyślam się, płatki z owocami i mlekiem sojowym + herbata) zęby, niby makijaż i off I go. Ale czuję się wreszcie pożyteczna społecznie. Nie oszukujmy się, beze mnie przedszkole by stało nadal. Ale jak mnie chcieli, to mają.
  • Mam firmowe koszulki do pracy, kupione dresiki i trampki. czuję się jakąś niby częścią zespołu i to fajne, ale męża tam nie znajdę (chyba że pana od rytmiki albo rozwiedzionego tatusia)
  • Hajs - na razie nie dostałam, niby ma być spoko.
  • Obiadki nie najgorsze, śniadanka, podwieczorki (dziś był niedobry, muffinki jak mojej roboty gnioty, jeszcze w 1 była mrówka i owoce - aronia!!! ale zwykle są drożdżówki, ciasto, paluszki, serki, dobre owocki i warzywka)
  • 6 komentarzy:

    1. Zazdraszczam Ci! Jak pracowałam na lecie w mieście to uwielbiałam te dziwne dzieci!

      OdpowiedzUsuń
    2. Ale super! Gratuluję!

      OdpowiedzUsuń
    3. A jaki masz ten dresik? :D ciociu Weroniko ;)

      Super, że Ci się podoba! Cieszę się razem z Tobą. Od razu przyjemniej czyta się taką wesołą, optymistyczną notkę, a nie jakieś smuty.
      yeah! :>

      OdpowiedzUsuń
    4. no to masz farta, bo praca zła, ale jednak życie bez pracy demoluje ludzką psychę w zastraszającym tempie. Wstać o 9.30, ddtvn w piżamie, a potem idę albo i nie idę...

      OdpowiedzUsuń
    5. A Tak z przyzwyczajenia wstałam w sobotę za rano na ddtvn. Dres fitness dol z butiku, zwykle granatowe spodnie z bawełny z sznurkiem w pasie, bez sciagaczy

      OdpowiedzUsuń
    6. a ja nie mam spodni, nie mam butów, co ja zrobię? w kaloszach wstyd, a na baleriny za mokro, fa- tal- nie!

      OdpowiedzUsuń

    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...