niedziela, 17 października 2010

Miłość i morze


Tytuł opowiadania Tatiany Tołstoj, które aktualnie czytam, na przemian z jej książką "Kyś". Oba diametralnie się różnią, można znaleźć podobieństwa między opowiadaniem "Ruski mir" a wspomnianą książką. Wracając do tytułu, czytając o miłości uświadomiłam sobie jakie mam szczęście że udało mi się znaleźć ją w swoim życiu. Że nie muszę co pół roku szukać nowego chłopaka :D albo od paru lat szukać chłopa po prostu ;) To już 16 miesięcy. Jaka by nie byłą przyszłość, dobrze jest być szczęśliwą, świat od razu robi się piękniejszy. A problemy? Jak mówiła Scarlett O'Hara- pomyślimy o tym jutro :)

Opowiadanie "Miłość i morze" jest analizą / interpretacją opowiadania Czechowa "Dama z sabaczką" (pieskiem, ale czytałam w takiej wersji i będę się tego trzymać. Ciekawe zresztą, że w polskim to są pies i kot♂, a po rosyjski sobaka i koszka♀. Słyszałam opinię, że w języku rosyjskim nie ma słów: dobrobyt i pożyczać. Jednak nawet mój mini-mini słownik temu przeczy). Wracając do opowiadania, pomimo zdań ciągnących się na całą stroną (17x12 cm, więc w sumie małą..) to bardzo dobrze się czyta, mądra, przemyślana, logiczna konstrukcja. Nie to co metafizyka dla ubogich, Coelho :/
Jak ktoś lubi Coelho, znaczy się że jest taki jak i jego książki: niby to górnolotne, ale naprawdę to grzebią ryjem w piachu :) Trochę już żyję, i trochę poznałam się na ludziach. Jedni mają prawdziwe życie wewnętrzne, a drudzy co najwyżej tasiemca i gromadkę owsików. Ale dzisiaj się wyżywam :P Chociaż tutaj nie muszę się kryć z moimi przekonaniami. A najśmieszniejsza jest w tym wszystkim ta cholerna subiektywność, dla kogoś innego ja jestem pospólstwem, bydłem i zarazą co zajmuje miejsce w metrze.

Dobra wiadomość :D sąsiad z góry (pie*&^%^&ny c#$j) chyba się wyprowadził! Dowody: błoga cisza o każdej porze dnia i nocy, a z jego okna od początku października dynda przytrzaśnięta oknem firanka/zasłona. Niemożliwe żeby od takiego czasu nie wietrzył przecież :)


A ja znowu zrobiłam pielmieni, chociaż coraz bardziej odbiegam od oryginału, tym razem użyłam mąki pełnoziarnistej.
Zaniedbuję swojego bloga, ale w sumie to pryszcz, gorzej że zaniedbuję pamiętnik :( bardzo nie lubię mieć w nim dłuższych przerw. Chyba zaraz się za niego wezmę.

piątek, 8 października 2010

Dawno, dawno temu...

...w 1908 roku Marianna Poławska miała 16 lat. Na świątecznej zabawie zorganizowanej w niedalekich Porębach (okolice Mińska Mazowieckiego) spodobał się jej przystojny kawaler, 9 lat od niej starszy Jan Sajnóg z Dobrego. Kawaler wprawdzie z nią zatańczył, ale posadził potem na łąwce i więcej na Mariannę nie spojrzał. Dziewczyna tym czasem byłą zakochana po uszy. Po powrocie do domu pisała miłosne listy do Janka, ale potem darła je i paliła w piecu. Tymczasem kawaler poszedł do wojska, zostawiając zrozpaczoną Mariannę w Porębach. Miała wielu adoratorów, tańczyła z wieloma chłopcami, ale nie potrafiła żadnego pokochać. Po długich pięciu latach Jan wrócił do Dobrego. Znów chodził z Marianną na zabawy, i znów z nią tańczył, ale nigdy nie powiedział jej że ją kocha. Niestety, zbyt szybko nadszedł rok 1914 i Jan musiał wyruszyćna wojnę. Marianna czekała na niego, nie chciała zakładać rodziny, choć Janek nigdy niczego jej nie obiecywał. Miała już 23 lata - powinna byłą już dawno wyjść za mąż. Po 3 latach Janek wrócił, lecz Marianna nie mogła już na niego dłużej czekać. W czasie jego nieobecności zaręczyła się z bogatym wdowcem z Warszawy. Termin ślubu się zbliżał, gdy Janek wrócił zostało do niego tylko tydzień. Gdy dowiedział się o planach ukochanej, co koń wyskoczy pojechał do Poręb i oświadczył się na progu. Marianna zgodziła się od razu. Choć z pierwszym narzeczonym miałaby lepsze, a przede wszystkim bogatsze życie, wybrała Jana i jego miłość.

Oto fragment historii mojej rodziny. Czasami najpiękniejsze historie pisze samo życie. Zakładając że moja babcia nie dodała nic od siebie ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...